Tania zbroja no name sprzedawana pod wieloma markami - Motogen.pl

Zazwyczaj w tytule wpisuję nazwę testowanego sprzętu – markę i model. Jednak tym razem było to niemożliwe… Opisywany dzisiaj produkt występuje pod wieloma różnymi nazwami. Wszyscy importerzy kupują gotowy produkt w jednej fabryce i naklejają własne logo. Jest to niemal jedyna różnica między  poszczególnymi markami… Poza ceną oczywiście.

Taka praktyka jest powszechnie stosowana. W przypadku niskobudżetowych akcesoriów, firmom znacznie bardziej opłaca się kupno gotowego produktu i sprzedawanie go pod własną nazwą, niż projektowanie i wytwarzanie wszystkiego od zera. Sytuacja nieco podobna do tej, jaka ma miejsce w świecie chińskich jednośladów: jeden skuter – dwadzieścia nazw. Tak jak skuterki często są kopiami firmowego produktu, tak też jest z tą zbroją. Oryginałem jest UFO Scorpion, który można kupić za ok. 580 zł. Ceny podróbek są różne: od ok. 250 do 350 zł (zanim dolar i euro zwariowały, ceny zaczynały się już od 170 zł). Liczby tych wszystkich kopii nie sposób zliczyć, tym bardziej, że importerów wciąż przybywa, a część z nich w ogóle nie nadaje zbrojom nazw. Z pewnością natkniecie się na nią przeglądając oferty takich firm, jak: Modeka, Metro, Padana, Datex, Motonita, czy Dirt Bike. Poza ceną i logiem, produkty te może różnić jeszcze materiał, na którym trzymają się ochraniacze. Większość jest na siatce, ale zdarzają się też takie przypominające cienką koszulkę.

Podróbka
Powód, dla którego wzięliśmy się za test podróbki, to nie tylko ogromna popularność tego modelu, ale i cena. Za tak niewielką kwotę nie ma żadnej konkurencji, poza jednym modelem, który również jest importowany i sprzedawany przez wiele firm. Jednak ta druga zbroja jest tylko nieznacznie tańsza (tak! Jeszcze tańsza!), ale też znacznie gorsza jakościowo. Natomiast jeśli chcesz kupić coś lepszego od testowanego przez nas no name, to nie wystarczy drobna dopłata. Niestety, ceny firmówek zaczynają się dopiero w okolicach 500 zł, więc przeskok cenowy jest ogromny. Co więcej, za samego markowego żółwia trzeba zapłacić więcej, niż za całą zbroję-podróbkę.

Co i jak
Zbroja, jak to zbroja – osłania plecy, klatkę piersiową, łokcie, ręce i ramiona. Na próżno szukać jakiejkolwiek specyfikacji użytych protektorów. Również na zbroi żadnych przydatnych informacji nie zamieszczono. Wiadomo tylko, że ochraniacze spełniają normę CE. Jaką? I znowu brak danych… Ale to i tak zazwyczaj nijak ma się do jakości. Żółw jest mocno wypukły, przez co zajmuje sporo miejsca, a to może być problemem podczas prób założenia zbroi pod kurtkę.

 

Pod każdym protektorem jest spora warstwa pianki, która ma za zadanie przyjąć część energii z uderzenia. Gdyby zastosować lepsze materiały, to pewnie można by uzyskać taki sam efekt przy mniejszej grubości, ale to pociągnęłoby za sobą dodatkowe koszty. Na rękach umieszczono rozciągliwe paski, dzięki którym lepiej można dopasować zbroję do ciała. Plastikowe klamry na tych paskach (patrz zdjęcia) są dość masywne i w zależności od ich ułożenia potrafią być nieco niewygodne. Wystarczy je wówczastedy przesunąć trochę dalej i  powinno być OK. Do zapięcia w talii służy tylko jeden rozciągliwy pas (zazwyczaj na niego zapina się jeszcze dwa ściągacze, ale nie w przypadku tej zbroi).

Eksploatacja
W testowanym egzemplarzu na starcie wypadłyby niemal wszystkie cztery śrubki, ale po ich dokręceniu nie luzowały się już samoczynnie.  Puszczały szwy, szczególnie te trzymające protektory ramion. Na szczęście, wpłynęło to jedynie na estetykę zbroi, bo same ochraniacze trzymały się pewnie. Materiał wokół suwaka zdecydowanie nie polubił się z rzepami, a ponieważ rzepem z pasa bardzo łatwo zahaczyć o to miejsce, szybko zaczęło wyglądać mało atrakcyjnie. W wielu miejscach wystają pojedyncze nitki, ale to wszystko ma znaczenie tylko estetyczne. W rękawie pojawiła się dziura w miejscu szycia – to już trochę poważniejszy defekt, chociaż ze zszyciem nie będzie problemu.

Jak na cenę w okolicach 250 zł (dawniej 170!), to nie uważam, żeby było źle. Zbroja cały czas nadaje się do użytku, a wspomniane wyżej uszkodzenia mają wpływ tylko na wygląd. Należy jedynie pamiętać, że z tanimi akcesoriami zazwyczaj jest tak, iż wiele zależy od modelu, na jaki się trafi – przez kilka lat wszystko może być OK, albo ciągle będą pojawiały się problemy. Loteria.

Podsumowanie
Testowana zbroja jest najwyżej „taka sobie”. Do firmówek daleko jej pod względem jakości, ale także ceny. Za dobrą zbroję trzeba zapłacić ponad dwa razy więcej, więc jeśli Twój budżet jest mocno ograniczony, to kupno tego no name jest rozsądnym wyborem, którego nie powinieneś później żałować.

Plusy:
– dobry stosunek jakości do ceny.

Minusy:
– prujące się szwy,
– materiał wokół suwaka bardzo chwyta się rzepów,
– wielkość (w przypadku zakładania pod kurtkę).


Testowaną zbroję dostarczył nam importer Modeki – firma ZKS Piekielnik.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany