Yamaha XT660R - Motogen.pl
Dzień narodzin XT660R nie był radosny dla fanów jej poprzednika, czyli produkowanej od wielu lat XT600E. Wprowadzona w 2004 roku 660’tka budziła mieszane uczucia. Z jednej strony oferowała dobry, zasilany wtryskiem paliwa i chłodzony cieczą silnik. Z drugiej zaś nadal mówi się, że sześćsetka – protoplastka była bardzo dobrym i prostym motocyklem, dającym sobie nieźle radę w terenie. Na dodatek był to sprzęt dosyć tani, czego nie można powiedzieć o 660R.

Rzućmy okiem

Kluczyki w dłoni, wrodzona ciekawość w głowie. Podchodzę do zaparkowanej Yamahy i zaczynam badać. XT660R stoi na dużych kołach – z przodu pełne 21 cali, z tyłu mamy do czynienia z siedemnastką. Motocykl jest bardzo wysoko zawieszony i rzuca się to w oczy. Szczerze powiedziawszy całość wygląda tak sobie. Trochę elementów prosto z enduro, kilka chcących sprawiać wrażenie sportowych i eleganckich. Taki miszmasz różnych podzespołów, chciałoby się powiedzieć, że wygląda jak sprzęt złożony przez pięciolatka z klocków Lego. Spójne tutaj są ostre i dynamiczne linie, nadające odrobinę agresywności. Gdzieś z przodu nad błotnikiem upchnięto średnio wyglądającą lampę, kierunkowskazy i małą szybkę. Duże siedzisko kończy się fajnym zadupkiem z wbudowaną lampą, obok której schodzą się dwie duże puszki układu wydechowego. Ich ujście znajduje się bardzo wysoko, same zaś są przykryte niezbyt fajnymi osłonami z plastiku. Mam mieszane uczucia.

Wyposażenie i komfort

Yamaha jest bardzo siermiężna i ascetyczna. Z wyposażenia godnego wymienienia posiada: siebie samą. Nie ma dobrze przystosowanego miejsca do przewożenia bagażu (wydechy mogą utrudniać montaż kufrów), nie ma takich akcesoriów jak ABS, podgrzewane manetki, nie ma nawet obrotomierza. Jeśli już jesteśmy w rejonie przyrządów na kierownicy wspomnę, co znajdziemy za sterami XT660R. Za przednią szybką widnieje niewielki i niezbyt czytelny panel wyposażony w ciekłokrystaliczny wyświetlacz, dwa przyciski i kilka kontrolek. Szkoda, że jest on częściowo przysłaniany przez przewód hamulcowy. Na wyświetlaczu króluje prędkościomierz, znajdziemy tam również zegarek, licznik przebiegu całkowitego i najróżniejsze TRIP’y. Wbudowane kontrolki to: kierunkowskazy, światła drogowe, wskaźnik “luzu”, rezerwa paliwa, wskaźnik zbyt wysokiej temperatury cieczy chłodzącej oraz dioda blokady. Niestety nie znajdziemy tu miernika poziomu paliwa, a bardzo by się przydał. Testowana Yamaha nie posiada wielu przełączników przy kierownicy, są jedynie te najbardziej potrzebne. Lusterka motocykla zapewniają dobrą widoczność, jednak w połączeniu z szeroką i wysoko zamontowana kierownicą przeszkadzają podczas przedzierania się przez miejskie korki.

Mówiąc o Iksteku trzeba wspomnieć, że motocykl posiada nielakierowane plastiki. Ciężko powiedzieć, czy jest to zabieg mający na celu oszczędność podczas produkcji, czy działanie celowe. Z założenia to maszyna terenowa, a wiadomo, że w terenie nie obejdzie się bez wywrotek. Brak lakieru to brak porysowanego lakieru, jednak zniszczone owiewki również nie należą do estetycznych. Jednego nie mogę odmówić XT660R – wszelkie gleby kończą się na ogól bez śladów. Plastiki są bowiem bardzo elastyczne i odporne na odkształcenia. Przedni błotnik możemy przekręcać do woli, niemal o 180 stopni, a ten pozostaje jak z fabryki. Może właśnie dlatego elementy motocykla nie zostały pokryte lakierem, który przy takiej eksploatacji odpryskiwałby i kruszył się. Z pewnością podczas wojaży i nieuniknionych wywrotek dostanie się osłonom wydechów, to delikatne i podatne na uszkodzenia elementy.

 


Na XT siedzi się całkiem nieźle, choć siodło jest wąskie, twarde i osadzone bardzo wysoko bo aż 855mm nad ziemią, co z pewnością nie jest rozwiązaniem dla niższych kierowców. W trasie kanapa, choć trudno ją tak nazywać, nie daje niemal żadnego komfortu, ale rewanżuje się po zjechaniu z uklepanego duktu. Tutaj możemy swobodnie balansować ciałem i przesuwać się po siedzisku, jest bardzo fajnie. Pozycja na motocyklu jest poprawna i bardzo neutralna. Jazda z pasażerem? Oj, to nie jest fajna sprawa. Mimo zamontowania uchwytów i podnóżków dla plecaczka ten nie będzie się dobrze czuł za plecami prowadzącego XT. Ale nie o jazdę we dwójkę w tym moto chodzi.

Na naganę zasługuje brak osłony rur wydechowych i silnika! Motocykl z terenowymi aspiracjami i taka oszczędność? Oczywiście, taką osłonę możemy sobie dokupić, ale uważam, że powinna być na standardowym wyposażeniu motocykli XT660R. Dziwi również samo poprowadzenie rur dołem, gdzie nie trudno o przycierkę podczas penetrowania pobliskich wertepów. XT posiada jedynie stopkę boczną. To dobrze i źle. Z pewnością centralna ułatwiłaby samodzielne majstrowanie przy sprzęcie, choć sama w sobie waży “swoje” i może przeszkadzać podczas jazdy.

Silnik

Motorem napędowym Yamahy XT660R jest czterosuwowy jednocylindrowiec chłodzony cieczą i zasilany wtryskiem paliwa. Generuje on 48KM przy 6000 obr/min oraz 58Nm przy 5300 obrotach na minutę. Pięciostopniowa skrzynia biegów przenosi napęd na koła za pomocą łańcucha. Ten lubi często szarpać, zwyczajowo dla tego typu jednostek. Silnik pracuje równo i kulturalnie, podwójny wydech emituje z siebie przyjemny pomruk. Skrzynia biegów jest zestopniowana tak, że pomimo dobrych parametrów silnika, motocykl nie bije rekordów przyspieszeń. Mimo to poruszając się po mieście XT’ek radzi sobie wystarczająco dobrze, chętnie przyspiesza i lubi poszaleć na wyższych obrotach, sprawia wrażenie dziarskiego i narowistego (te dwa sowa to oksymorony – narowisty to żaden komplement! Chyba, że o takie zestawienie chodziło – wtedy trzeba napisać „dziarskiego i narowistego jednocześnie”)). Jednostka napędowa nie należy niestety do najbardziej elastycznych w swojej klasie. Apetyt na paliwo jest adekwatny do stylu jazdy. Spalanie potrafi oscylować w okolicach 5,5 litra na sto kilometrów, ale z powodzeniem ta 660’tka połknie około 8 litrów na setkę przy ostrzejszej jeździe. Zbiornik paliwa mieści 15 litrów, mógłby być większy.

Zawieszenie i hamulce

Przednie zawieszenie to widelec teleskopowy o skoku 225mm, dobrze radzi sobie poza szosą, w mieście świetnie tłumi wszelkie nierówności i pozwala na bezproblemowe poruszanie się. Przy szybszej jeździe jego skok przeszkadza, ale o tym kilka słów później. Z tyłu mamy klasyczny wahacz o dwustu milimetrach skoku. Zupełnie poprawny element. Zawieszenie jest stosunkowo uniwersalne i dobrze spełnia swoje zadanie. Jest odrobinę bardziej nastawione pod kątem enduro niż drogowej jazdy, zadowalająco spisuje się “w lesie”.

Motocykl posiada pojedyncze tarcze hamulcowe. Z przodu ma ona średnicę 298mm, z tyłu zaś 245mm. W zasadzie to wiele o hamulcach w tym modelu powiedzieć nie można. Działają, ot co. Skuteczność jest dostateczna, niestety cały układ nie powala na kolana.

 

Jedźmy!

Pozwolę sobie zacząć od jazdy szosowej, bo tutaj testowana XT radzi sobie lepiej. W miejskiej dżungli bardzo dobrze daje sobie radę, pomijając zbyt szeroką kierownicę, o czym już wspominałem. Muszę z ręką na sercu przyznać jedną rzecz. XT660R stwarza zupełnie nowe możliwości odkrywania dotąd nieznanych miejskich ścieżek. Jazda po trawniku wzdłuż jezdni, krawężnikach, chodniku – aż wstyd się przyznać do czego skłoniła mnie ta Yamaha. Wiem, to bardzo nieładnie, ale nie mogłem się oprzeć by ominąć wielki korek w krótką chwilę. Za to lubię ten sprzęt! W zakrętach motocykl prowadzi się zaskakująco dobrze, choć mogłoby się wydawać że przez swoje wysokie siodło i środek ciężkości będzie zupełnie inaczej. Jazda po winklach jest łatwa, lekka i przyjemna. Dla chcącego nic trudnego – przycierki podnóżkami się zdarzają. Seryjne opony na asfalcie zachowują się pewnie, również w zakrętach. Piszczą przy ostrym hamowaniu i takich też redukcjach ku uciesze gapiów na chodnikach. 😉 Po mieście można tym motocyklem “śmigać” bardzo żwawo i niemal ekstremalnie. To również dobry sprzęt do wygłupów na tylnym kole, czy próbowania jazdy rodem jak z supermoto.


Dramatu akt pierwszy. 120km/h w trasie – jeszcze jakoś się da. 140? 150? O nie! Ciało kierowcy dosiadającego XT660R odczuwa nieodpartą ochotę opuszczenia ujeżdżanego sprzętu, i pocałunku z Matką Ziemią. Niestety opór powietrza jest nie do przezwyciężenia… Ale nie oszukujmy się, to nie wynalazek do jazdy w trasę. Oprócz tego dochodzi fakt, że testowany motocykl jest bardzo niepewny przy wyższych prędkościach, przód zalicza nieprzyjemną “rybkę”. Właśnie w tym momencie mści się uniwersalność tego moto, a dokładniej omawiane już przednie zawieszenie oraz jego skok i charakterystyka. Na dokładkę kiepska aerodynamika i mamy klops!

Dramatu akt drugi. Niestety w naszym klimacie podróże nie potrafią obejść się bez radosnej jazdy w deszczu. Co wtedy? Nogi kierowcy zraszane są równomiernie i nieustannie strugami wody spod przedniego koła. Nie pomaga malutki błotniczek nad kołem. Bardzo nieprzyjemna rzecz, która sprawia, że XT jest jeszcze mniej praktycznym motocyklem do jazdy na co dzień.

W terenie – bywa różnie. To zależy od wielu czynników. Na pierwszy ogień skrytykować muszę opony, które absolutnie nie nadają się na błoto i grząskie nawierzchnie często spotykane np. na leśnych drogach. Gumy tego motocykla po chwili zaklejają się i możemy zapomnieć o jakiejkolwiek przyczepności czy sterowności. Na suchym jest dobrze, z powodzeniem możemy pojeździć po zróżnicowanym terenie, mimo to nie przeceniałbym możliwości jednak typowo szosowych opon. Dzięki bardzo dużemu przedniemu kołu oraz zawieszeniu o dużych skokach, XT w terenie potrafi się spisać. Z pewnością po zmianie opon jej możliwości się zwiększą. Motocykl mimo swej masy i wysoko zawieszonemu środkowi ciężkości jest dość poręczny. Ponownie przypomnę o braku osłony pod silnikiem – jeżeli planujesz zabawę w enduro, zaopatrz się w nią koniecznie!

Podsumowanie

Warto w tym momencie wspomnieć, do czego może służyć XT’ek. Jeżeli mieszkasz gdzieś w środku lasu, dokąd prowadzą nieutwardzone drogi a często dojeżdżasz do miasta, to dobry środek transportu dla Ciebie. Na polnych drogach XT czuje się pewnie, daje możliwości jazdy terenowej przy delikatnym “dozbrojeniu”, a sprawne przemieszczanie się po miejskich wertepach idzie temu jednośladowi jeszcze lepiej.

Przy tym sprzęcie myślenie “do czego on służy?” nie ma najmniejszego sensu. Jest jaki jest, należy to zaakceptować. Kontemplacje mijają się z celem, bo gdy siądziesz na tą Yamahę, zrobisz nią kilkaset kilometrów i poczujesz o co chodzi – nie będziesz zastanawiał się jaki to motocykl. Zaczniesz się bawić. Ja zacząłem… To nie jest sprzęt idealny pod żadnym względem, ma wiele wad, chciałby być bardzo uniwersalny a w żadnej z dziedzin nie jest rewelacyjny. Moja krytyka wynika z faktu, że tak naprawdę nie ma motocykla w 100% idealnego i uniwersalnego, a Yamaha próbowała zbudować sprzęt do wszystkiego. Jak powszechnie wiadomo, jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. W tym wypadku nie do końca – XT660R jest zupełnie poprawnym motocyklem, dobrze radzącym sobie zarówno w terenie jak i w mieście, jednak bez zbytnich fajerwerków. Daje sporą ilość frajdy z jazdy, a o to przecież chodzi.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany