Wypadek motocyklisty i radiowozu – kto winny? Tego nie wie nikt... - Motogen.pl

Białostocki sąd rejonowy zajmuje się sprawą od zeszłego roku. Wtedy miał miejsce wypadek, podczas którego motocyklista wjechał w radiowóz ścigający przestępcę.

Wypadek
miał miejsce 21 lipca 2009 roku na krajowej drodze nr 8 w okolicy Suwałek. Radiowóz, ścigający przemytnika, wyjechał z drogi podporządkowanej. Wtedy wjechał w niego motocyklista. W wyniku licznych złamań kierowca i pasażer motocykla wylądowali w szpitalu. Sąd od roku usiłuje ustalić kto ponosi winę za wypadek.

Policjanci na sygnałach wyjechali z drogi podporządkowanej na główną i nagle zatrzymali się. Zdaniem prokuratury, policjant kierujący radiowozem nie zachował wystarczającej ostrożności i to on został obarczony winą. Policja z kolei twierdzi, że motocyklista jechał zbyt szybko, wyprzedzał kolumnę pojazdów i to on ponosi winę za wypadek. Biegli wyliczyli prędkość motocykla na 80–90 km/h, jednak wiadomo, że opinię tę poddano w wątpliwość i będzie ona weryfikowana. Zdaniem poszkodowanego nie wyprzedzał on kolumny pojazdów, ale jechał na jej czele, a radiowóz nagle wyjechał z jego lewej strony i gwałtownie zahamował na jego pasie. Motocyklista próbował bezskutecznie uniknąć zderzenia. Odbijając w prawo, uderzył w przednie nadkole radiowozu i wraz z pasażerem przeturlali się kilkanaście metrów po asfalcie.

Jak widać, rozmijają się wersje policjantów, motocyklistów, a także świadków zdarzenia, do których dotarła rodzina obu poszkodowanych. Świadkowie twierdzą, że winę za wypadek ponosi kierowca radiowozu, który zajechał drogę motocykliście. Pierwszej pomocy ofiarom udzieliły osoby z przejeżdżających samochodów. One także wezwały karetkę. Stróże prawa początkowo nie zatrzymali nawet ruchu, by spisać dane świadków zdarzenia. Wątpliwości budzi także fakt, że kierowcy radiowozu nie poddano badaniu alkomatem. Sąd poszukuje także oświadczenia, które mieli podpisać motocyklista i jego pasażer, w którym zrzekają się wszelkich roszczeń od policji. Oświadczenie to miało im zostać podstawione do podpisu dzień po wypadku, gdy znajdowali się jeszcze w szpitalu, a teraz zaginęło. Podpisujący je mężczyźni, pozostając pod wpływem silnych leków przeciwbólowych, mogli nie wiedzieć co podpisują.

Termin kolejnej rozprawy wyznaczono po wakacjach. Będziemy dla Was śledzili tę sprawę.