Świat według wiewióra - mam \'skila\' - Motogen.pl
TO JEST NASZE ARCHIWUM KATEGORII 'Artykuły'

Od jakiegoś czasu obserwuję, że kultura jazdy puszkarzy znacznie się poprawiła. Właściwie, można powiedzieć, że jest bardzo dobrze. Jesteśmy zauważani, chyba tylko nieliczne wyjątki nie ustępują nam miejsca w korku, poszczególne jednostki drogę z rozmysłem zajadą, a mrożące krew w żyłach opowieści typu: „chciała mnie zabić”, możemy między bajki włożyć. Wiecie, co? Przestałem się obawiać kierowców samochodów, poważnie. Za to, coraz bardziej zaczynam obawiać się - a wręcz bać - nas. Kilka dni temu, pierwszy raz w życiu zjawiłem się na tzw. „ustawce” i to, co zobaczyłem staram się ogarnąć po dziś dzień. Może bystrość umysłu nie ta, w końcu najmłodszy nie jestem, ale staram się jak mogę i po prostu nie potrafię. W pale się nie mieści to, co pokazało towarzystwo spod znaku „plastiku i marchewy” i naprawdę trzeba mieć bardzo daleko posuniętą granicę tolerancji na głupotę, aby tych ludzi określić mianem homo sapiens. Homo debilus - to już znacznie bliżej.

Rozgrzewka, czyli upalanie

Towarzystwo na sprzętach z wyprutymi wydechami zaczęło upalać i pałować, aby każdy mógł usłyszeć, jaki to ryk wydobywa się z ich sześćsetek (dodam, że było późno). Zacytuję tutaj (słowo w słowo) pewnego ujeżdżacza metro-motocykla, który w mojej Prywatnej Klasyfikacji Debili Dekady przesunął się tą wypowiedzią do jej ścisłej czołówki: „Mogą mnie zamknąć, lubię psy. A Ty nie? Mój wydech jest zajebisty i w chuj  głośny, i wszyscy mają go słyszeć jak jadę”. Albo inna, nie mniej ciekawa: „Seryjne wydechy są dla frajerów, mają być głośne, ryczące i najlepiej jak napierdalają z nich marchewy! Guma”. Ktoś się pochwalił, że ma niewypruty wydech, a oryginalną „Yoshirurę”, więc nie można się czepiać. Ale jakie ma to znaczenie? Stado kretynów pałujących w jednej chwili sprzęty, to pogrom (zwłaszcza nocą) i trzeba mieć trociny zamiast mózgu, aby coś takiego uznać za normalne i dopuszczalne.

Bajzel, czyli ruszanie

Cyrk na kółkach. Czasami czepiam się „hydraulików”, ale możecie mi wierzyć, że nikt, tak jak oni nie opanował jazdy grupą, blokowania skrzyżowań, zabezpieczenia przejazdu kolumny itp. O ile nie jadą na bani, to bezpieczniej być nie może. Natomiast to, co zobaczyłem podczas włączania się do ruchu grupy kretynów na przecinakach, powinno być przedstawiane na kursach jazdy z adnotacją: „Zabronione pod groźbą kary śmierci” lub na kursach dla AT z informacją „Strzelać tak, by zabić”. Zero zabezpieczających wjazd i wyjazd, zero informacji dla innych użytkowników ruchu, brak „kapitana”, tylko pospolite ruszenie połączone z kompletnym olewaniem wszelkich możliwych zasady bezpieczeństwa. A efekt? Ładuje się tałatajstwo na jezdnię i czeka aż pozostali się ubiorą, zjadą z chodnika, czy „sierżanta”, skończą pogaduchy itd. Jedna chwila i zator. Jedne puszki stoją, inne próbują się jakoś przecisnąć, a „Władcy Wszechświata” leją na to koncertowo i zamiast jakoś ułatwić, to jeszcze złośliwie ustawią się przed maską. Im można, ale jak puszka przypadkowo zajedzie drogę, to z miejsca „debil chciał mnie zabić!”

Pandemonium, czyli jazda

Z różnymi ludźmi jeździłem i z różnymi jeżdżę, każdy z nas odstawia różne cyrki, ale to, co się dzieje na takich „ustawkach”, to dramat. Szczerze mówiąc, to wrzucić granat w środek tłumu i poczekać na jedno wielkie bum. A tak, co mamy? „Na pełnej kurwie”, do odciny i siejąc popłoch wśród puszek oraz budząc mieszkańców przelatują przez ulice, a echo niesie się daleko poza rogatki miasta. Naprawdę, przestają dziwić mnie wnerwy ludzi, patrzenie na nas jak na kretynów i ciągłe wrzuty na motocyklistów, bo czytać o tym to jedno, ale zobaczyć ten jawny akt daleko posuniętego debilizmu, to już zupełnie inna sprawa. I nie, to nie jest tak, jak lubimy sobie wmawiać, że ktoś widząc jedną czarną owcę wyrabia sobie zdanie o wszystkich. Sęk w tym, że stado baranów i nikogo normalnego wokoło, to nie wyjątek, a reguła. Cóż powiedzieć, kretynizm - level hard.

Bezhołowie, czyli szyk

Nie wiem dlaczego, ale towarzystwo dosiadające metro-plastików i mające wytatuowane na czole „Master of Street Terror” kompletnie nie ogarnia jazdy w szyku, choć to tak prosta sprawa jak przygotowanie makaronu al dente. Wyprzedzanie samochodów z każdej strony, omijanie wysepek z lewej, czy ładowanie się tuż przed maskę i hamowanie, to niestety norma. Nie wiem, jaki jest cel czegoś takiego, ale chyba sianie zagrożenia i wnerwianie ludzi. Oczywiście, później mamy teksty typu „Zauważyłem, że w momencie, kiedy zaczyna tworzyć się jakaś kolumna, jedziemy 60 km/h w jakimś dziwnym szyku, robi się bardzo niebezpiecznie”. Sęk w tym, że jak ktoś nie ogarnia zasad jazdy w kolumnie, to każda próba zorganizowanego przejazdu jest dziwna i niebezpieczna. No, ale to w sumie nic. Nawet, jeśli trup położy się gęsto po takim przejeździe, to z Bogiem sprawa, byle nie dołączył ktoś niewinny.

Mam 'skila”, czyli orszak pogrzebowy

Większość „kozaków” nie rozumie, że nie jedzie w grupie samemu. Swoimi małymi mózgami nie ogarniają, że są nie tylko osoby na takim samym poziomie (jazdy), ale też na poziomie niższym lub wyższym, krótko mówiąc – różnym. Jeśli bierze się do grupy słabszego, to w takim wypadku równa się w dół, bo próba równania w górę zapewne skończy się kuku, i to wie każdy doświadczony motocyklista. Niestety, pajac, który swoje kompleksy i spermę, wylewającą się uszami, próbuje wcisnąć między manetkę a tylne koło, tego nie „pojmujo” i nie „rozumio”, bo jedyne co go interesuje, bez względu na konsekwencje, to pozwolę sobie na cytat: „guma kurwa!” Dlatego właśnie zajeżdżanie drogi „świeżakom”, ostre hamowanie tuż przed ich kierownicą, uciekanie na światłach, czy guma między nimi, to typowy obrazek tak zwanej „zorganizowanej” jazdy. Ciekawi mnie tylko, kiedy taki mistrz kogoś zabije i jak się z tego później wytłumaczy.

 

Coraz więcej osób chce się spotkać, pojeździć, ale nie siać terror i wnerwiać ludzi. Niestety, przez grupę „mózgów” mamy fatalną opinię i, powtórzę się, pierwszy raz widziałem akt tak daleko posuniętego debilizmu połączonego z kretynizmem. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że więcej nie zobaczę. Strzelić szybką gumę, nawet w mieście, ale na pustej drodze - to jedno, ale zrobić to, mając wokoło siebie motocyklistów początkujących lub samochody - to już zupełnie inna bajka. Poza tym, żeby nie wiem jak ogarniał, to 100 razy się uda, a raz pod koło pójdzie kamień. A wówczas, co? Dwa trupy? Trzy? A może cały peleton? Wiele osób często mówiło, że nie pojawia się na takich spotkaniach, ponieważ najzwyczajniej w świecie boją się „oszołomstwa” i debili nieszanujących innych. Nie chciało mi się wierzyć, ale już wierzę i się nie dziwię. Niestety, dopóki towarzystwo, z tzw. skillem i sieczką zamiast mózgu będzie uważać się za „Bogów Ulicy”, dopóty będziemy mieć opinię, jaką mamy obecnie, a do tego masę krzyży przy drogach.

 

I wolna myśl na sam koniec. Skoro mamy doraźne sądy dla kiboli, to dlaczego nie wprowadzić doraźnych sądów dla kretynów na motocyklach? Szybka rozprawa, nawet w radiowozie, po czym wyrok, egzekucja i dół z gaszonym wapnem. Poza tym, patrząc na niektórych, jestem za tym, aby wreszcie wprowadzić obowiązek badań psychologicznych dla motocyklistów (najlepiej terminowych jak dla kierowców zawodowych), bo przekazanie dwukołowego pocisku umysłowemu kastratowi, to gorzej niż danie małpie brzytwy.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany