Świat wg Wiewióra: Tankuj w kasku, czyli rzecz o zakazach - Motogen.pl
TO JEST NASZE ARCHIWUM KATEGORII 'Artykuły'

Popatrzmy: rozsiane po całej stacji znaczki z przekreślonym kaskiem, blokowanie dystrybutorów na widok motocykla, konieczność płacenia „z góry” w godzinach nocnych. A następne co? Rezerwacja on-line z przedpłatą? Odbiór w punkcie (Orlen chyba już coś takiego nam szykuje)? Podobno to kwestia bezpieczeństwa i dobrego wychowania, ale czy wjeżdżając na stację muszę być traktowany jak przestępca albo buc, tylko dlatego, że mam potęgę między nogami i kask na głowie? Przecież takie tłumaczenie można obalić szybciej niż litra na dwóch, a dowód na to daje kilku motocyklistów, którzy przedstawiają bardzo konkretne i ciężkie do podważenia argumenty.

Argument I – jestem rozpoznawalny 

Koncerny szerzą propagandę jakoby motocykliści byli podobni jak dwie krople wody, a to uniemożliwia ich rozpoznanie. Owszem, nie jednemu psu na imię Burek, ale czy rzeczywiście wyglądamy jak uczniowie szkoły podstawowej w ChRL? Jeden z motocyklistów zrzeszony w Warszawskiej Inteligencji Podmosteczkowej (W.I.P.) pisze: „Mam rejestrację tam gdzie ma być, charakterystyczny kombinezon, charakterystyczne malowanie kasku, płacę podatki itd. to mają mnie wszędzie traktować jak złodzieja? Chyba nie na tym polega demokracja”. I pod tym podpisuję się obiema ręcyma. Przecież każdy z nas ma indywidualne malowanie motocykla, a jeśli nawet nie aerografem, to przynajmniej upstrzony jest „naklejkami mocy” lub innymi elementami bezsprzecznie identyfikującymi właściciela. Podobnie zresztą jest z ciuchami, które nie tylko są szyte na miarę, ale przede wszystkim mają niepowtarzalne wzory i właściwie ciężko dziś spotkać motocyklistów, którzy mieliby na sobie taki sam kask czy taki sam kombiak (wystarczy przejść się pod Mosteczek lub Kolumnę aby to zweryfikować). I dalej: „Jadę służbówką to mi okna myją, jadę moto to musze udowadniać żem nie złodziej.” Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze kiedy jeżdżę samochodem, czy to prywatnym, czy służbowym, mam założony na banię kask, a rejestrację przymocowaną wyłącznie z tyłu, pod zderzakiem. I ani razu nikt mi uwagi nie zwrócił.

Argument II – jestem oazą spokoju

Kolejny argument rzucany przez koncerny, to uciekanie motocyklistów po tankowaniu oraz niebezpieczne zachowywanie na stacjach. Nie ma chyba nic trafniejszego niż to, co napisał motocyklista z W.I.P. o imieniu Paweł: „Podjechaliśmy w kilka moto, było dość późno, każdy pod swój dystrybutor, no i zablokowali nam dystrybutory, wyszedł kolo, powiedział, że mamy zdjąć wszyscy kaski. Wkurzyliśmy się, ktoś nawet gumę spalił i pojechaliśmy na inną stację […]”. Naprawdę ciężko mi się z tym nie zgodzić. Noc, jedna osoba obsługi, kilka motocykli, normalna ustawka przy dystrybutorach jak do startu na ćwiartkę, wszyscy w kaskach, a jakiś buc się czepia i blokuje dystrybutor. Że co? Bez płacenia odjadę? Sam nie wiem, ktoś się za dużo „Robocopa” naoglądał czy za długą kreskę wciągnął? Jesteśmy w Polsce, a nie jakiejś bananowej republice. Tutaj nie kradno i nie uciekajo! Tutaj nawet kiedy do banku wchodzę, to zawsze mam na głowie i gar i kominiarkę. Może wzbudzam nieco zainteresowania, zwłaszcza wśród ochroniarzy, którzy odpinają kaburę i mają ręce jakoś bliżej rękojeści pistoletu niż wcześniej, ale poza nieco baczniejszymi spojrzeniami nikt nie zwraca mi uwagi i nie traktuje jak bandyty!

Argument III – jestem altruistą

Przedstawiciele koncernów twierdzą, że zdjęcie kasku umożliwia rozpoznanie twarzy osoby. No i zgoda, ale co kiedy kominiarki nie zdejmę? Poza tym czy to motocyklista musi myśleć o innych? Weźmy taki oto argument: „Kask to nie czapka, którą wchodzisz i zdejmujesz. Jak latasz w ciuchach typowo racingowych, wszystko jest opięte, zapięte na 10 zamków, rękawice długie, powsuwane itd. Ja nie zapnę kasku w rękawicach bo nie toleruję szybkozłączek etc… Więc z operacji typu, zatankować, wejść, zapłacić, wyjść (nie ma kolejki) maks 5 minut, robi się 15-20 […].” I w tym wypadku, sami przyznacie, ciężko odmówić racji. Chęć błyskawicznego załatwienia sprawy, to już nie kwestia naszej wygody, a raczej zwolnienia miejsca przy dystrybutorze dla kolejnego pojazdu. Szczerze powiem, że sam niejednokrotnie miałem okazję latać w takich ciuchach (choć preferuję teksty) i przyznam, że wolę takie wdzianko wyłącznie na torze uskuteczniać, niż walczyć z nim pod dystrybutorem. Zdejmowanie rękawic: jeden rzep, drugi rzep – no dramat, a sekundy lecą. Poza tym o ile łatwiej wyciąga się z portfela banknoty czy kartę mając je na rękach. Nie wspomnę o tym, że zdjęcie kasku wymaga zdjęcia kombinezonu, rozsunięciach suwaków, a do tego – jak wiadomo – trzeba przynajmniej dwóch osób. Za prawdę powiadam, tylko ten, który miał na sobie taki mundurek zrozumie, jak bardzo jest on uciążliwy w obsłudze: jeden suwak, jeden rzep – kurwa! Jak to ogarnąć?! Dlatego nawet kiedy idę ”na dwójkę”, to kasku nie zdejmuję (choć na BP mam fajny wieszak), a kombiaka nie rozpinam.

Argument IV – jestem dobrze wychowany

Koncerny uderzają nawet w nutę rzekomego „dobrego wychowania”, i co gorsza, nawet wśród nas jest przyzwolenie na taki faszyzm. No nóż mi się w kieszeni otwiera kiedy słyszę wypowiedź motocyklisty, który moralizuje: „Dotychczas myślałem, że to kwestia dobrego wychowania żeby zdjąć kask w takim miejscu”. Jakim trzeba być zrypem, żeby tak napisać?! Hrabiostwo, ich mać! To tak jakbym musiał zdjąć kask wchodząc do kościoła, jakiegoś urzędu czy nawet podczas rozmowy w towarzystwie. Może jeszcze mam zdejmować kask podczas rozmowy z żoną czy - nie daj Boże - z teściową? Ludzie! „Safety first!”. Bezsensowne dorabianie filozofii na siłę, które zresztą błyskawicznie obala Łukasz, członek W.I.P.: „Nie nazwałbym tego brakiem dobrego wychowania przy 35 stopniach żaru z nieba, gdy pragniesz jak najszybciej się przedostać z punktu A do punktu B podjechać zatankować i polecieć dalej, a nie rozpinanie kasku, przepoconej kominiarki, skór które kleją się do dłoni etc.” Czyż to nie jest oczywiste? Przecież zdjęcie kasku przy takiej temperaturze, to gwarantowany udar mózgu, albo – co gorsza – złapanie niechcianej opalenizny. A stopery w uszach? Jestem zdania, że komunikacja niewerbalna ma ogromny potencjał i należy ją ćwiczyć na każdym kroku.

Argument V – jestem inwalidą

I na sam koniec. Dziś każdy dba o pokrzywdzonych, zarówno tych mniej, jak i tych bardziej. Fundacja jedna, fundacja druga, tylko o sprawach przyziemnych się zapomina. Bo co można powiedzieć na argument, który przytacza kolejny motocyklista? „Człowiek w okularach ma procedurę zakładania i zdejmowania [kasku] a ona nie jest szypka” (pisownia oryginalna). Procedury – brzmi jak coś z pogranicza corpo, ale ja rozumiem to doskonale. W końcu sam jestem upośledzony, właściwie ślepy jak kret i zdaję sobie sprawę jak ciężko ogarnąć zdejmowanie kasku mając założone okulary. Wyobraźcie sobie, że najpierw wymaga to uniesienia wizjera – co samo w sobie potrafi być cholernie problematyczne (sami zresztą wiecie najlepiej). Następnie należy jednym, bardzo precyzyjnym, a jednocześnie delikatnym i płynnym ruchem wysunąć okulary z kasku, a to przy braku lustra przypomina próbę rozbicia atomu z użyciem młotka i przecinaka. Ostatni krok, to odłożyć je tak, aby gdzieś nie spadły. Ktoś powie: „proste”. Ale spróbujcie odnaleźć okulary odłożone na dystrybutor mając minus 1,5 dioptrii. Kurde, muszę mieć porażenie mózgu żeby ktoś mnie traktował jak człowieka?

 

Naprawdę, staram się zrozumieć właścicieli stacji, koncerny wprowadzające procedury uprzykrzające życie swoim klientom, ale pomimo tego, że staram się jak mogę, to za cholerę nie ogarniam nagonki rozpętanej przeciwko motocyklistom. Ściganie o kaski, kominiarki, konieczność tankowania dopiero po zejściu z motocykla, nocne płatności „z góry” itd. Co będzie następne? Wymóg spuszczania po sobie wody w toalecie? A może mówienie „dzień dobry” i „do widzenia”? Na tak jawną dyskryminację proponuję zbojkotować stacje.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany