Suzuki DL 650 V-Strom 2012 - Motogen.pl

Równie błyskawicznie pierwsza testowa sztuka trafiła do Polski, dlatego zdajemy Wam raport z jazdy pachnącego nowością sukcesora wielokrotnego zwycięzcy Alpen Masters.

Metroturystyka

Jeżeli chodzi o aparycję, to trzeba panom z Suzuki zdecydowanie pogratulować za poprzedni model. Dotychczasowy V-Strom po prostu „trwał” i nie zestarzał się z biegiem lat. Sylwetka nie raziła i śmiało można powiedzieć, że nawet do teraz wyglądała całkiem nowocześnie – wespół z zaprojektowaną wtedy SV 650.

 

Kiedy świat obiegły informacje o nowym turystycznym modelu Suzuki, każdy doskonale wiedział o który pojazd chodzi. Starego DL`a po siedmiu latach chyba po prostu wypadało nieco zmodyfikować. Dlatego natychmiast pojawiły się dziękczynne komentarze „nareszcie”, do których po chwili dodano – byle tylko nie wyglądał jak Gladius. I tu – na nieszczęście dla autorów tych komentarzy – stało się.

 

Nowy V-Strom wygląda jak dziecko SVF i DL, przy czym stosunek musiał odbyć się przy użyciu pozłacanych narzędzi. Nie chcę tu osądzać, czy nowy V-Strom jest ładny, bo rzadko zdarza się, aby głosy w redakcji były tak podzielone. Z pewnością inne gabaryty i schematy kolorystyczne sprawiły, że wygląda… mniej metroseksualnie, co zarzuca się Gladiusowi. Dyskusji jednak nie podlega to, że nareszcie ktoś wpadł na pomysł, aby zamiast połaci matowego czarnego plastiku wprowadzić jakąkolwiek fakturę. Suzuki postawiło na strukturę imitującą carbon. Dodając do tego satynową powłokę na zbiorniku i czerwony szew na kanapie wraz z wytłoczonym logo wychodzi nam kilka stylistycznych smaczków, które poprawiają estetyczne odczucia właściciela.

 

Spasowanie elementów i ich jakość nie dają podstaw do krytyki, a wyłupiaste ślipia reflektorów dodają łagodności całej sylwetki i współgrają z obłymi kształtami owiewek.

Gotowość bojowa

Siadając za kierownicą, właściciele starego DL`a od razu poczują się jak u siebie. Kanapa zarówno dla kierowcy jak i pasażera jest bardzo łaskawa, więc tyłki nawet po długich wycieczkach nie będą protestować. Układ kierownicy, siedzenia i podnóżków dyktuje nam wyprostowaną i wygodną pozycję, wszystko jest dokładnie tam, gdzie się tego domyślnie spodziewamy.

 

Zegary na pewno nie są jakimś przełomem stylistycznym, ale doskonale spełniają swoją funkcję. Na szczęście nikt nie eksperymentował, więc obrotomierz pozostawiono w czytelnej, analogowej formie, a reszta danych pokazywana jest przez duży ciekłokrystaliczny wyświetlacz. Znajdziemy w nim wskaźnik temperatury powietrza, dwa przebiegi dzienne, dwa wskazania spalania, duży i przydatny wskaźnik biegu oraz ilość paliwa w zbiorniku. Do tego ciekawostką jest kontrolka możliwego oblodzenia nawierzchni – fajna sprawa, kiedy przemierzając górskie przełęcze, zaaferowani pokonywaniem winkli nie zauważymy spadku temperatury. Słowa pochwały dla tego, kto nareszcie przeniósł przycisk sterowania funkcjami zegarów z deski rozdzielczej na kierownicę – to bardzo wygodne i dużo bardziej bezpieczne rozwiązanie!

 

V-Strom seryjnie wyposażony jest w stelaż pod kufer połączony z solidnymi uchwytami dla pasażera oraz regulowaną trzech położeniach szybę

jazda

Pierwsze metry to ciekawe zaskoczenie. Silnik, który przeszedł podobne modyfikacje co Gladius pracuje aksamitnie, bez wibracji lub jakichkolwiek innych wyraźnych oznak, że mamy do czynienia z dwucylindrową V-ką Według Suzuki, poprawiny został niski i średni zakres obrotów, ale w praktyce dla kierowcy nie będzie to zauważalne. Tym bardziej, że V-Strom ma charakter niczym średniowieczny Asasyn – działa cicho, niepostrzeżenie i skutecznie. Po ostrym daniu w palnik możemy cieszyć się całkiem niezłym środkowym zakresem obrotów, by wrzucić bieg mniej więcej przy 8.000 obr./min. Przełożenia idą w górę, a spektakularnych odczuć brak. Następnie zdajemy sobie sprawę, że na liczniku jest już ponad 150 km/h, a my leniwie bawimy się komputerem pokładowym… V-Strom skutecznie chroni nas przed „światem zewnętrznym”. To wszystko dzięki dopracowanym owiewkom i szybie, która chroniła w średnim położeniu załogę do 180 cm wzrostu.

 

W końcu przyszedł czas na zakręty. Od wielokrotnego zwycięzcy testu Alpen Masters spodziewałem się wiele i nie zawiodłem się. Irytująca jest jedynie pierwsza chwila wprowadzania motocykla w zakręt, gdzie trzeba użyć mocnego impulsu, aby pochylić V-Stroma. Następnie sprzęt prowadzi się pewnie i zdecydowanie, nawet jeżeli droga nie jest najlepszej jakości.

 

Tu dochodzimy do sekretu V-Stroma, dzięki któremu jest on tak popularnym u nas motocyklem. Nawet nasze polskie – podłej jakości imitacje drogi nie robią najmniejszego wrażenia na zawieszeniu Suzuki, jednocześnie nie mamy wrażenia jazdy rozklekotaną sofą na dwóch kołach. Krótko – komfort oraz pewność prowadzenia, czyli trudne do pogodzenia właściwości, które odnajdujemy w sprzęcie za rozsądne pieniądze.

 

Patrząc na uniwersalne opony Bridgestone Trail Wing, nie mogliśmy sobie odmówić wjazdu w teren. Oczywiście nikt V-Stromem nie będzie próbował dokopać Tadkowi Błażusiakowi w Red Bull Hare Scrambler, ale też teren zdecydowanie trudniejszy niż tylko szutrowa droga nas nie zatrzyma, a początkowe obawy zamieniły się w wymyślanie co raz to trudniejszych wyzwań dla Stroma. …czym jest zatem nowy DL 650 V-Strom? Niczym innym jak próbą udoskonalenia doskonałego…

 

Czy mieliśmy zatem do czynienia z pojazdem idealnym? Prawie. Nas irytowały hamulce, których skuteczność przy dynamicznej jeździe w jedną osobę była zaledwie akceptowalna. Kiedy na kanapę zapakowaliśmy dwóch wychowanych na piwie i pizzy redaktorów, a w plecakach mieliśmy ciężki sprzęt fotograficzny, który śmiało mógł udawać bagaż na tydzień, kilku ostrym hamowaniom towarzyszył najpopularniejszy polski znak interpunkcyjny, zaczynający się na „K”.

Podsumowanie

Czym jest zatem nowy DL 650 V-Strom? Niczym innym jak próbą udoskonalenia doskonałego. O dziwo, według nas udało się. Pomijając dyskusyjną stylistykę, wygląda na to, że inżynierowie Suzuki pod lupę wzięli każdy element i tak już dopracowanego motocykla i solidnie zastanowili się, co można zrobić, aby wszystko działało lepiej. Jak dla mnie nowy DL może taki pozostać przez następną dekadę – jeżeli tylko kolejne zmiany będą tak przemyślane jak tym razem. V-Strom będzie dobrym wyborem dla ludzi szukających uniwersalnego motocykla, którym na codzień będą się poruszać po mieście, w weekend skoczą polatać po wiejskich i szutrowych drogach, a raz na jakiś czas strzelą trasę dookoła Alp.

 

Niewiadomą do chwili obecnej pozostaje cena, ale z niepotwierdzonych źródeł wynika, że powinna ona być śladowo wyższa niż obecnego modelu (32.000 zł wersja z ABS).

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany