Stunt ustawka – majówka w Borsku - Motogen.pl

autor: Daniel „Kwiatek” Kwiatkowski

Tradycji stało się zadość! Lotnisko w Borsku po raz kolejny w trakcie długiego, majowego weekendu zostało nawiedzone przez stunterów z niemalże każdego zakątka naszego kraju.

Choć może nawiedzenie samej płyty lotniska, to za dużo powiedziane. Za dużo, bo w tym roku już w sobotę, gdy spora część dopiero przybyła do Borska, ktoś skutecznie zablokował dojazd do samego pasa…

Kto późno przychodzi…ten nie lata na lotnisku! :p
Zanim o tym kto, jak i dlaczego zablokował nam stunterską mekkę, najpierw może trochę o tych, którzy mieli to szczęście i dotarli do Borska przed sobotą, gdy pas był już dla nas niedostępny…  

Najwykwintniejsi z wykwintnych zakwaterowali się w PRL-owskich domkach już w środę. Swoją drogą, słowa uznania należą się budowniczym leciwych, iście tekturowych konstrukcji, które rokrocznie wytrzymują barbarzyńskie oblężenia… Czwartek upłynął już pod znakiem integracji w pobliskiej jadłodajni. Szczególnie wieczorem sprzyjały jej zimne napoje oraz zapach unoszącego się w powietrzu rozmarynu. Właściciele knajpy stali się w końcu wyrozumiali dla turystów lub po prostu przyzwyczaili się do głośnych, wieczornych harców swoich motocyklowych klientów, jakie co roku muszą znosić. Impreza skończyła się jednak dosyć wcześnie, ponieważ w piątek czekało nas gibanie na pobliskim lotnisku.

„Nie jesteśmy tu dla przyjemności”,

jak powiedział niegdyś mój squadowy kolega. I fakt, nie samym melanżowaniem stunter żyje (a nawet gdyby tak było, to i tak długo by nie pożył). W piątek przyszedł więc czas na zbiorowe gibanie na pobliskiej miejscówce. Ponad dwa kilometry długości i trzydzieści metrów szerokości asfaltowej tafli. Ten argument był wystarczającym powodem, aby po 4godzinach snu w busie w pozycji prawie siedzącej znaleźć się tam.  

Już przed południem na pasie zebrało się mnóstwo motocykli, aut no i, oczywiście, gapiów. Jedni usilnie próbowali podnieść swój skill, katując do upadłego nowe triki, drudzy grzecznie współpracowali z butelkami napojów wyskokowych, inni gapili się ze szczęką przy glebie na to, co robili wariaci na dwóch (a raczej na jednym) kołach. Frekwencja na pasie nie powalała; zdecydowanie zabrakło przynajmniej kilku stałych bywalców. Pojawiło się za to trochę nowych twarzy, co świadczy o ciągłym wzroście popularności tego sportu. Pas w Borsku doczekał się w końcu przedstawicielki płci pięknej! Nieletnia stunterka z Łęczycy swoimi gumami zadziwiła zapewne niejednego plastikowego lansera.  

Atmosfera na pasie była, jak zwykle, sielankowa. Stunterski „pit-stop” tonął w procentach lub znikał w dymie (oczywiście, palonych opon). Iście patologicznie rodzinna atmosfera udzielała się każdemu. Pod wieczór, po wyczerpującym katowaniu psów wszyscy udali się do swych tekturowych domków, by zregenerować nieco siły.

Stunt-kolacja
Po szybkim zregenerowaniu sił i wywietrzeniu squadowych koszulek całe stunterskie plemię natarło na znaną nam dobrze knajpę. Kolacja wyglądała standardowo – przeważały płyny i dymy z małymi przerwami na coś do jedzenia. Nasz naczelny reżyser, Fiodor, zorganizował nawet pokaz filmu, którego premiera odbyła się niespełna tydzień wcześniej. Ci, którzy nie mieli przyjemności być na premierze, mogli zobaczyć jak terroryzowało się polskie ulice sezon i dwa sezony wcześniej. Po tak hardcore’owej kolacji wszyscy spali jak zabici (nawet ci twardziele, którzy zostali na pasie w namiotach…).

Poranna „niespodziewanka”!
Przeglądając Wikipedię, natknąłem się ostatnio na informację o lotnisku w Borsku: „Obecnie (2006) zostało wykupione przez osobę prywatną, która udostępnia je lotnikom, paralotniarzom i amatorom szybkiej jazdy”. Piękne i do tej pory prawdziwe. Niestety, w sobotę przy wjeździe na pas zastaliśmy właściciela z policją. Wjazdy od strony lasu zostały rozkopane, a środek pasa przykryła warstwa ziemi. Mogłoby się wydawać, że najwyraźniej właścicielowi nie leży idea bezpiecznej zabawy motocyklistów na zamkniętym terenie. Sądzę jednak, że nie zrobił tego bez powodu. Zapewne przyczynili się do tego ci, którzy (mimo ostrzeżeń starych bywalców) wjeżdżali dzień wcześniej na wynajęty przez paralotniarzy pas obok. Także tym, którzy, delikatnie mówiąc, zepsuli nam święta, serdeczne dzięki! Lewa w górę chłopaki… Najbardziej podziękować powinny te osoby, które przejechały w sobotę kilkaset kilometrów tylko po to, aby „pocałować klamkę”.  

Nie pozostało więc nic innego, jak ładnie pożegnać się wieczorem przed wyjazdem. Do pobliskiej, wiejskiej imprezowi nie wpuszczono nikogo z naszych, jednak opcja imprezy na molo okazała się idealna.

Po majówce
Majową ustawkę w Borsku, choć w tym roku może nie była wymarzoną opcją na trening, można chyba uznać za najlepszą i najważniejszą imprezę dla polskich stunterów. To najlepsza okazja do wspólnego gibania i odprężenia się w leśnych klimatach wśród znajomych. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać na kolejną ustawkę. Miejmy nadzieję, że następnym razem nikt już nie zmąci nam naszego stunterskiego spokoju…