Radarowy, motocyklowy detektor martwego pola - hit czy kit? - Motogen.pl

Wychowany w czasach, gdy kontrola trakcji była w nadgarstku, ABS w dłoni, a zmienne mapy zapłonu w głowie motocyklisty, niektóre wynalazki traktuję z przymrużeniem oka. Tak właśnie jest z tym tajwańskiej firmy Senzar. Przecież wystarczy po staremu, oprócz spojrzenia w lusterko, upewnić się odwróceniem głowy i rzutem oka za siebie, czy na pewno możemy zmienić pas. Tego typu systemy uczą nas bezmyślności. Nie liczenia na siebie, a na wszędobylską elektronikę, gdy której zabraknie, okazuje się, że nie umiemy praktycznie nic.

Radar ostrzegający nas o zagrożeniach z tyłu? Szybko zbliżający się pojazd? Jeżeli jedziemy, nie powinien nam zagrażać, wystarczy, że nie będziemy wykonywać gwałtownych ruchów polegających na zajechaniu mu drogi. A najechanie na światłach przez samochód, zdarzająca się czasami przypadłość ślepych kierowców? Pomoże nam wtedy? Przecież stojąc na światłach, przy zasięgu takiego radaru sięgającego 9 metrów, nawet nie zdążymy zareagować. O ile system ten może się przydać początkującym kierowcom, to jednak nie wyobrażam sobie, żeby w mieście trząsł wciąż moją kanapą i migał światełkami na lusterkach.

Koszt? Około 400$ i możliwość zaadaptowania go do praktycznie każdego rodzaju motocykli. Jacyś chętni?