Race to Home - oczami uczestnika... - Motogen.pl

autor: Tomasz Nasalski

Bez zastanowienia napisałem maila z moją kandydaturą. Szybko przyszła odpowiedź od Karola: Tomasz, witam w grupie. W związku z tym, postanowiłem się jednak zastanowić nad sensem tego zamierzenia. Sensu nie znalazłem. Nic poza pytaniem samego siebie, po co to robisz? Poza mrowieniem w okolicach mostka z ekscytacji. Nic poza bananem na twarzy kiedy o tym myślałem. Oj tam. Kto powiedział, że wszystko musi mieć jakiś sens?

Czas na przygotowania. Na pewno będzie potrzebna dobra kondycja. Zakładam adidaski i idę biegać. Boże, jakie to nudne zajęcie. Do tego płuca jakoś dziwnie palą. Ok, lepiej zajmę się motocyklem. Pojechałem na planowy przegląd i tłumaczę mechanikowi co to jest Race to Home. Proszę go, aby przygotował motocykl na tak wymagającą trasę, a on popatrzył i mówi: przecież to Honda, już jest gotowa. Wredny mechanik. Przecież muszę się jakoś przygotować.

Uczestnicy Race to Home…

Wiem, nie będę jechał nudnym motocyklem. Karol ma naklejki na swoim, to i ja okleję. Podjechałem do znajomej firmy (MotionSigns), oddałem kluczyki i wypowiedziałem chyba najgłupszą rzecz w moim życiu: „macie wolną rękę”. Już w drodze powrotnej złapała mnie panika, a jadąc kilka dni później po odbiór motocykla, byłem przygotowany na zawał serca. No i okazało się że… wiecie jakie to uczucie jak zrobiliście w pracy coś głupiego i wzywa Was szef na dywanik? Spodziewacie się nagany lub zwolnienia a tymczasem dostajecie awans i podwyżkę? Ja też nie wiem, ale kiedy zobaczyłem swój cudnie oklejony motocykl, pomyślałem, że to musi być podobne wrażenie.

Czas leci nieubłaganie. Wyjazd już niedługo. Nie mogę się doczekać. Karol zapoznał wszystkich uczestników. Jedziemy w czterech. Dostaliśmy od niego ogromną dawkę wiedzy na temat przygotowań logistycznych, odzieżowych, posiłkowych jak i zachowań na drodze w trakcie wspólnej jazdy. Trzeba przyznać, że ma chłopka wszystko ogarnięte. Niestety na kilka dni przed startem dowiaduję się, że w wyścigu zostało nas tylko dwóch. Szkoda, ale co zrobić.

Dzień startu

Jestem wyspany, przygotowany, najedzony i przerażony. Jakoś tak mocniej do mnie dotarło w co się wpakowałem. Nic to, jadę do Ace Cafe. Jakoś to będzie. Nawet motocykl umyłem. Drugi raz odkąd go posiadam. Na miejscu jest już Karol i spora grupa zainteresowanych motocyklistów. Będziemy mieli asystę do Tunelu. Są też aparaty, kamery, sponsorzy. Grubo.

Wybiła dziewiętnasta

Ostatnie pytanie Karola, wszystko ok.? I startujemy. Cel – wrócić w mniej niż 40 godzin.

Przejazd przez Londyn wyszedł bardzo sprawnie i całkiem efektownie. Trochę nas porozdzielało na światłach ale reszta ekipy dogania nas tuż przed Tunelem. Ostatnie ciepłe słowa i wjeżdżamy do pociągu. Teraz mam już całkowitą świadomość uczestnictwa. Niepewność zniknęła. Pozostało tylko wyzwanie i radość.

Z Calais grzejemy prosto do Belgii. Nawet nie wiem kiedy obok nas pojawia się kilka motocykli z asystą. Z wielką biało czerwoną flagą prowadzą nas do check point w Nazareth. To już? Tak szybko dojechaliśmy? Szok, na miejscu wita nas kilkadziesiąt osób. Co oni tu robią? Przecież jest pierwsza w nocy. Bardzo serdecznie wita nas właściciel warsztatu motocyklowego w którym został zorganizowany postój. Potem Karol powiedział mi, że to były zawodnik Moto GP. Wow, ściskałem mu rękę i nawet colę mi przyniósł. Fajny koleś.