Orlen Team po Rajdzie Dakar - Motogen.pl

Wczoraj w warszawskich Złotych Tarasach odbyła się konferencja prasowa zawodników Orlen Team, którzy niedawno wrócili z Rajdu Dakar.

W tegorocznym Dakarze we wszystkich kategoriach wystartowało 407 załóg, zaś na metę dojechała jedynie połowa (204). Najwięcej wykruszyło się samochodów – spośród 140 załóg Rajd ukończyło 55 (39%). Na 170 motocyklistów metę zobaczyło 94 (55%), zaś w stawce quadowców niemal co drugi z 30 startujących osiągnął cel (14, czyli 46%). Ciężarówek startowało 67, ukończyło 41.

 

Wypadki nie ominęły także ekipy Orlenu. Jakub Przygoński jeszcze przed startem nabawił się kontuzji eliminującej go z jazdy, natomiast Rafał Sonik, który w tym roku był jednym z faworytów w stawce, miał wypadek na jednym z pierwszych odcinków trasy.

 

„Rajd Dakar 2011 zostanie w mojej pamięci, jako przełomowy. Nie uzyskałem, a więc i nie mogłem dać radości i spełnienia czysto sportowego, jak w ostatnich rajdach. Ale doświadczyłem tego, co poczuć mogą tylko najlepsi. W walce o zwycięstwo, o zdobycie sportowego szczytu ponosimy najwyższe ryzyko. Po upadku trzeba się jednak natychmiast podnieść. I jest to możliwe. Fortuna kołem quadowym się toczy. Gdy siedziałem w helikopterze medycznym, myślałem już o następnych startach i zawodach. Jestem dumny, że startowałem, jako członek Orlen Team z Orlen i Vervą na stroju i z poczuciem, że przynależę do jednej z najlepszych drużyn, jakie startują w Dakarze. Jestem przekonany, że zwycięstwa w wielu rajdach i zdobyty w 2010 roku Puchar Świata wzmacniają pozycję Orlen Team w świecie motosportu” – powiedział Rafał Sonik.

 

„Z powodu kontuzji w tym roku wystąpiłem na Dakarze w nowej dla mnie roli dziennikarza. Obserwując Rajd z tej perspektywy stwierdziłem, że praca dziennikarza czy mechanika, którzy są przy zawodnikach, to bardzo ciężkie wyzwanie. Mogłem skupić się na rzeczach, których jako zawodnik dotychczas nie dostrzegałem. Po mojej kontuzji już prawie nie ma śladu, przechodzę rehabilitację, nadgarstek już zgina się bez problemu. Za dwa tygodnie powinienem wsiąść na motocykl i jestem dobrej myśli. W marcu będę przygotowywał się do sezonu we Włoszech. Mistrzostwa Świata zaczynamy od Abu Dhabi pod koniec marca. Chcę na nowej 450-ce walczyć o podium w Mistrzostwach Świata” – mówi Kuba Przygoński.

 

Podczas konferencji Beata Sadowska pół żartem pół serio wymusiła obietnicę na Kubie Przygońskim, że nie dość, że weźmie udział już jako zawodnik w przyszłorocznej edycji Rajdu – do czego Kuby zresztą nie trzeba było przekonywać – to jeszcze wygra Dakar 2012.

 

Na szczęście, do mety dojechała reszta ekipy Orlen Teamu. Krzysztof Hołowczyc, Marek Dąbrowski i Jacek Czachor podczas konferencji chętnie opowiadali jak Rajd wygląda oczami zawodników i odpowiadali na pytania internautów.

 

„Wszyscy dostaliśmy w tym roku mocno w kość. Dużo dziur, piasku, fesz-feszu. Odczułem ten Rajd jako trudniejszy, niż poprzednie, choć dysponowałem samochodem, który z takimi wymaganiami radzi sobie bardzo dobrze. Duży bagaż kilometrów i godzin spędzonych w samochodzie dał o sobie znać pod koniec. Po powrocie do Polski wcale łatwo o odpoczynek nie było, miałem wiele obowiązków, spotkań z kibicami, ale to były bardzo przyjemne dla mnie chwile. Wyszedłem z założenia, że najlepszym sposobem na odpoczynek jest trening i pojechałem parę razy do lasu na śnieg, na oponach kolcowych. Adrenalina pozwoliła mi stanąć na nowo na nogi i zregenerować siły. Jestem gotowy do kolejnych wyzwań. Jesteśmy w trakcie rozmów dotyczących nadchodzącego sezonu. Bardzo chciałbym kontynuować współpracę z moim głównym sponsorem, PKN Orlen, który bardzo mi zaufał i zainwestował w naszą załogę, we mnie i w Jean-Marca. Nie zawiedliśmy i wierzę w to, że ten i tak dobry wynik jeszcze poprawimy. Oby już w przyszłym roku” – prorokuje Krzysztof Hołowczyc, piąty w tegorocznym Dakarze.

 

Oprócz tego Krzysztof obiecał sobie, że będzie się starał „zrozumieć piasek”. Wydmy były dla niego najcięższymi elementami trasy i to właśnie na nich tracił najwięcej do czołówki. Do przyszłego Rajdu ma się to jednak zmienić.

 

„Wszyscy, z którymi rozmawiałem – zawodnicy, mechanicy – przez kilka dni po powrocie nie potrafili normalnie funkcjonować, skupić się na codziennych rzeczach. Wcześniej przez dwa tygodnie byliśmy skoncentrowani w stu procentach na jeździe po dwanaście godzin dziennie, mechanicy mieli stres związany z przygotowaniem sprzętu. Sporo czasu zajęło nam, zanim zdołaliśmy zacząć myśleć o sprawach przyziemnych tu w Polsce. Co do samego Rajdu, trudność trasy w ciągu trzech lat ścigania w Ameryce Południowej w zasadzie się nie zmieniła. Nowością było zróżnicowanie na odcinkach specjalnych i wytyczenie ich osobno dla samochodów, motocykli, quadów i ciężarówek. Tego jeszcze nie było. Nie zaliczyłem żadnych wywrotek, więc nie byłem potłuczony i posiniaczony, motocykl był nienaruszony i nie miałem z nim problemów. W takiej sytuacji zupełnie inaczej się jedzie. Codziennie mieliśmy masaże, do każdego etapu przystępowałem w stu procentach sprawny. Oczywiście przy tak długiej jeździe odczuwa się skutki ogromnego wysiłku i żaden masaż ich nie usunie. Jak dojechałem na metę to czułem, że mógłbym pojechać w drugą stronę. Nie byłoby łatwo, ale dałbym radę” – zapewnia Jacek Czachor, jedenasty na mecie Dakaru.

 

W trakcie konferencji Jacek przyznał się jeszcze, że podczas Rajdu wymienił trzy silniki, niezliczone komplety opon, a także felg, które zostały uszkodzone na trasie.

 

„Tegoroczny Dakar był wyjątkowo trudny, zwłaszcza końcówka. Zwykle ostatnie etapy były luźniejsze, a w tym roku ciężko było do samego końca, jechaliśmy po wydmach, górach, w błocie. Ostatnie kilometry się dłużyły i nie mogliśmy doczekać się mety. Cały Orlen Team robi wielkie postępy, dlatego chcielibyśmy jeździć jak najwięcej. Za rok w Dakarze będziemy celować bardzo wysoko, każdy z naszej trójki myśli o okolicach pierwszej dziesiątki, czy nawet w przypadku Kuby o walce o podium” – zapowiada Marek Dąbrowski, siedemnasty w klasyfikacji Dakaru.