Orlen Australia Tour niczym Rajd Dakar - Motogen.pl

W drodze na południe na motocyklistów Orlen Australia Tour czekały szutrowe trasy rodem z Rajdu Dakar, walka z żywiołem, nietypowe przeszkody oraz prawdziwy wyścig z czasem.

 

Po obowiązkowym przeglądzie motocykli Przemek Saleta, Adam Badziak i Jarek Stec pożegnali urokliwe nadbrzeżne miejscowości i skierowali swoje Yamahy w głąb lądu. Pokonując szutrową część wyprawy, bardziej przypominającą terenowy Rajd Dakar niż rekreacyjną wycieczkę po Australii, przyjaciele musieli stawić czoła nie lada wyzwaniom.

 

Zmianę charakteru wyprawy motocykliści poczuli jeszcze przed opuszczeniem asfaltowej drogi, gdy spędzali noc w namiotach w górniczej miejscowości Clermont. Stąd w środę ruszyli w kierunku Alice Springs do samego serca Australii. Pierwszego dnia pokonali aż 500 kilometrów, z czego połowę po pustynnych bezdrożach.

 

Choć ich Yamahy Super Tenere wyposażone są w ABS i system kontroli trakcji, opanowanie na nierównościach mocno dociążonych maszyn nie było łatwym zadaniem. „Dzięki tym systemom mieliśmy wprawdzie wszystko pod kontrolą” – podkreślił Adam Badziak – „ale i tak droga była trudna. Najwięcej wskazówek musieliśmy dać Przemkowi, który ma mniejsze doświadczenie w jeździe w takich warunkach. Na szczęście świetnie się spisał i mieliśmy całkiem niezłe tempo”.

 

Dla Salety, który po wcześniejszym upadku wciąż musi sobie radzić bez przedniej szyby w swoim motocyklu, droga ta okazała się ciekawym wyzwaniem. „Nie czułem się jeszcze zbyt komfortowo w takich warunkach – powiedział – ponieważ motocykl cały czas pode mną tańcował, ale to tylko dodawało adrenaliny. A to przecież o nią chodzi na tej wyprawie”.

 

Po drodze motocykliści raz jeszcze przekonali się, jak ważna jest koncentracja, gdy silny wiatr dosłownie zepchnął Jarka Steca z asfaltu na grząskie pobocze. „Udało mi się wytracić prędkość” – relacjonował Jarek – „ale zanim się zatrzymałem, fiknąłem kozła. Na szczęście do tego czasu mocno zwolniłem i nic mi się nie stało”.

 

Do listy nowych doświadczeń motocykliści Orlen Australia Tour mogą dopisać także naukę wymijania 50-metrowych, nieoświetlonych ciężarówek, tzw. drogowych pociągów, przeganianie z drogi bydła oraz stosowanie zasady ograniczonego zaufania do pogody, która w ciągu kilku godzin potrafi się diametralnie zmienić.

 

Na kolejny dzień przyjaciele zaplanowali jeszcze dłuższy odcinek, ale po starciu z kapryśną, australijską aurą musieli zmodyfikować swoje zamiary. „Z powodu powodzi mały strumyk zamienił się w rwącą rzekę i wszystkie drogi na wschód zostały podtopione. Musieliśmy więc zawrócić” – mówił Saleta. – „Teraz czas zrewidować nasze plany i pokręcić tempo, aby za tydzień dotrzeć na Phillip Island”.

 

Choć Przemek, Adam i Jarek mają już za sobą trasę przypominającą jazdę w pustynnym Rajdzie Dakar, wciąż mało im emocji. Podróżnicy spieszą się bowiem, by zdążyć na słynny tor wyścigowy na wyspie Filipa. Będą tam kibicować gwiazdom Yamahy startującym w motocyklowych mistrzostwach świata – Valentino Rossiemu i Jorge Lorenzo, który do tego czasu może już zgarnąć tegoroczną koronę. „Skreśliliśmy z listy kilka atrakcji, ponieważ MotoGP ma pierwszeństwo” – skwitował Adam Badziak, wyczekując jednocześnie zawodnika Orlen Team, Jacka Czachora, który już wkrótce dołączy do motocyklistów.

Więcej informacji o wyprawie pod adresem www.orlenaustraliatour.pl.