MotoGP Japonii: jaśnie nam panujący król Marquez VII - Motogen.pl

autor: Marcin Plewka

Siedmiokrotny już mistrz świata, pomimo startu z piątej pozycji (nigdy wcześniej w klasie MotoGP nie wygrał wyścigu startując z tak odległego miejsca), od początku kontrolował sytuację na torze. „Rozsiadł” się na drugiej pozycji niczym w wygodnym fotelu, podążając jak cień za swoim najgroźniejszym rywalem, Andreą Dovizioso. Pod nieobecność kontuzjowanego Lorenzo, jedynie Cal Crutchlow był w stanie utrzymać się za dwójką liderów, a na chwilę nawet wyprzedził Marqueza. Szybko jednak sytuacja wróciła do normy.

Środek wyścigu był w sumie trochę nudny. Dovi zarządzał oponami w swoim stylu, jadąc tak płynnie, jak to tylko możliwe, a Marquez niespecjalnie był zainteresowany atakiem i trzymał się około ćwierć sekundy z tyłu. Chcąc uniknąć kolejnego pojedynku w ostatnim zakręcie z fabrycznym Ducati, Marc dopiero na kilka okrążeń przed końcem zdecydował się objąć prowadzenie. DesmoDovi wychodził z siebie, żeby wrócić na pozycję lidera i na przedostatnim okrążeniu zmusił do kapitulacji… przednią oponę.

Ten moment zakończył walkę o tytuł. Pierwsza piłka meczowa dla Marqueza okazała się jedyną, jakiej potrzebował. Predator znowu wygrał. Ósmy triumf w sezonie dał mu siódme mistrzostwo. Kolejna kosmiczna statystyka na koncie, jedynie 25-letniego, Hiszpana. Aż strach pomyśleć, jak będzie wyglądał jego rekord pod koniec kariery…

Dodatkowym smaczkiem dla obecnego na torze prezesa Hondy była druga pozycja Cala Crutchlowa który, co ciekawie, jest pierwszym Brytyjczykiem w historii mistrzostw świata, osiągającym poziom 1 000 punktów w karierze! Dublet Hondy na domowym torze, a do tego kolejny tytuł dla MM93… oj długa to była dla nich noc, a że Azjaci to nie Słowianie, to dla nich poranek do łatwych należeć nie będzie.

Świetny wyścig zaliczył również trzeci na podium zawodnik fabrycznego teamu Suzuki, Alex Rins.

A co z Yamahą? Czy po niezłym wyścigu w Tajlandii, udanych kwalifikacjach Zarco i buńczucznych zapowiedziach Vinialesa o przełomie w ustawieniach motocykla można mówić o powrocie do gry? W żadnym wypadku! Rossi co prawda dojechał jako czwarty, będąc po raz kolejny najlepszym zawodnikiem Yamahy, jednak nie oddaje to rzeczywistego miejsca w stawce japońskiego producenta. Ten wynik to skutek między innymi upadku Doviego i Iannone oraz nieobecności Lorenzo. To sprawia, że po raz kolejny potwierdzają się słowa Rossiego stwierdzające, że Yamahy stać jedynie na walkę o miejsca w pierwszej dziesiątce. Szkoda.

I tu jeszcze ciekawostka, Scott Redding gratulując Marquezowi zwycięstwa… wybił mu bark!

Pomimo tego impreza chyba się udała!

Osobiście mocno żałuję, że zabraknie Scotta w stawce MotoGP w przyszłym roku.

A co w pozostałych klasach?

Chyba najmniej emocji mieliśmy w Moto2. Młodziutki Fabio Quartararo uciekał przed liderem generalki, Francesco Bagnaią, który niby był blisko, niby próbował, ale jednak nie zdołał wyprzedzić Francuza. Zrobił to dopiero po zakończeniu wyścigu, gdy sędziowie zdyskwalifikowali Fabio na skutek zbyt niskiego ciśnienia w oponach. Można zatem stwierdzić, że GP Japonii Pecco wygrał o 0,02 Bara. Nie zmienia to jednak faktu, że Quartararo pojechał absolutnie genialny wyścig, nie ulegając presji znacznie bardziej doświadczonemu rywalowi. Pecco dzięki kolejnym 25 punktom powiększa swoją przewagę w generalce do 37 punktów nad drugim w klasyfikacji Miguelem Oliveirą, który zakończył zawody na trzecim miejscu. Podium uzupełnił świętujący swój setny występ w mistrzostwach Lorenzo Baldassarri.

W Moto3 natomiast emocji nie brakowało. Pomimo nieprzyzwoitej godziny startu (04:00 polskiego czasu) nie potrzebowałem kawy. Działo się od samego startu, ale niestety nie brakowało też groźnych wypadków. Fabio Digianntonio po paskudnym highsidzie został przetransportowany do szpitala, gdzie zdiagnozowano uraz czaszki. Szczęśliwie dalsza diagnoza wykluczyła głębsze urazy. Udział Digii w GP Australii stanął pod dużym znakiem zapytania, podobnie jak start Nicolo Antonellego, który ucierpiał w kraksie z Vicentem Perezem i również został zabrany do szpitala na szczegółowe badania.

Na szczęście nie brakowało również emocji sportowych i o ile w MotoGP sprawa tytułu już jest rozstrzygnięta, to w Moto3 zapowiada się naprawdę arcyciekawa końcówka sezonu. Marco Bezzecchi, który nie wątpliwie jest zaskoczeniem tego sezonu, odnotował kolejne zwycięstwo po niezwykle emocjonującej walce. Walce, której nie wytrzymał lider generalki Jorge Martin. Po tym, jak Hiszpan wylądował w żwirze, sytuacja w tabeli nabrała rumieńców. Trzy wyścigi przed końcem różnica między liderem, a goniącym go wychowankiem akademii VR46 wynosi jeden punkt! Zabawa zaczyna się na nowo.

W Australii wystartuje sprint po mistrzostwo w najniższej kategorii. Trzy rundy, 75 punktów i zero miejsca na błędy. Warto będzie wstać w środku nocy, żeby obejrzeć kolejne dwie azjatycko-australijskie rundy.