Moto Show Bielawa 2011 – duży progres - Motogen.pl

Kolejna edycja Moto Show Bielawa, następcy Street Fighter Festiwal, już za nami. W ubiegły weekend, 28 i 29 maja, dolnośląskie miasteczko gościło na zamkniętym odcinku obwodnicy specjalistów od ewolucji na jednośladach oraz podniebnych lotów speców od FMX.

 

3… 2… 1… Start!

Po ubiegłorocznych przebojach z poprzednim organizatorem imprezy i kompletną dezinformacją, jaką zafundował ów człowiek, tym razem obyło się bez większych przeszkód. Do tego pogoda okazała się wielce łaskawa. W sobotnie przedpołudnie słońce powoli zaczynało rozpieszczać zarówno zawodników, jak i kibiców ciepłymi promykami. Publiczność nie zgromadziła się jednak bardzo licznie; wiele osób pracowało, część przestraszyła się zapewne deszczu, który siąpił w okolicy Bielawy. Mimo wszystko z godziny na godzinę przejazdy eliminacyjne obserwowało coraz więcej osób żądnych igrzysk i wrażeń. Już w sobotę było na co popatrzeć. Zgłoszonych do konkursu podzielono standardowo, wzorem roku ubiegłego, na dwie klasy. Pierwsza, obejmująca skutery i motocykle o pojemności do 550 ccm, nazywana jest klasą pozaregulaminową. Ci z reguły najmłodsi adepci freestylowej jazdy i tricków poszli na pierwszy ogień. Wielu z nich zapomniało jednak o fakcie, że jury ocenia takie tricki, jak stoppie czy popularne burnout – palenie gumy. Brak przedniego hamulca zmusił niektórych zawodników do odpuszczenia sobie wspomnianych ewolucji, co skutkowało utratą cennych punktów. Miejmy nadzieję, że to typowe „pierwsze koty za płoty” i w przyszłości nie popełnią tego typu błędów. W przerwach między jazdami publiczność rozgrzewali 7-letni Eryk, z zacięciem upalający niewielką Hondę, oraz Rafał „Stunter 13” Pasierbek, udowadniający, że nie ma rzeczy niemożliwych na motocyklu, a prawa fizyki pozostają mu obce. „$13” zdecydowanie należy do europejskiej, o ile nie światowej, czołówki stunterów.

 

Klasa tzw. regulaminowa to już same poważne sprzęty. Ale tu zawodnicy jak jeden mąż łapali się w klasie pojemnościowej nieprzekraczającej 700 ccm, przy czym królowały klasyczne 600-tki. W mocnej stawce, obsadzonej głównie przez jeźdźców na niezmordowanych Hondach CBR 600F i Kawasaki ZX 6R, pojawiły się też odstępstwa w postaci jednego Suzuki, o którym żartobliwie mówiono, że stanowi swoisty błąd statystyczny w tym sporcie. Wszystko to jednak w ramach koleżeńskich żartów i w miłej, iście rodzinnej atmosferze. Większość zawodników zna się doskonale, razem trenują, widują się często na tzw. ustawkach. Przy okazji obyło się bez poważniejszych upadków, nie licząc drobnych gleb i kilku zabitych opon, które zakończyły swój żywot podczas ostrego upalania.

 

Na koniec pierwszego dnia zawodów, kiedy jury podliczało skrupulatnie punkty, widzowie mogli podziwiać popisy zawodników FMX. Na teren zawodów wjechały mobilne rampy i lądowisko umieszczone na pace ciężarówki. Niestety, zabrakło w tym wszystkim oczekiwanego backflipa, ale efektowne tricki, m.in. Superman, Whip itd., zyskały duży poklask publiczności. Jednym słowem – pogoda w sam raz, publika gromadziła się powoli, ale systematycznie, zawodnicy dawali z siebie wszystko. Było OK!

 

La Grande Finale – upalna niedziela

Od samego rana parking wokół terenu zawodów systematycznie zapełniał się motocyklami wszelkiej maści, bardzo dużo osób podążało w kierunku toru zawodów od strony miasta. Całe rodziny, grupy młodzieży i inni ludzie w każdym wieku byli ciekawi, co też będzie się działo na bielawskiej obwodnicy. Już przed godziną 11.00 ciężko było wyszukać wolne miejsce na parkingu. Z nieba lał się żar, pogoda nie zamierzała spłatać choćby małego figla w postaci ciemnych chmur lub deszczu. Nastroje wśród zawodników – znakomite. Do niedzielnych finałów zakwalifikowano dokładnie pięciu zawodników z klasy pozaregulaminowej oraz piętnastu z regulaminowej, przy czym na podstawie decyzji samych zawodników, organizatorów i sędziów zawodów wyjątkowo dopuszczono jeszcze nieobecnych w sobotę Piotra „Kabana” Piotrowskiego, Ewę Pieniakowską oraz Piotra „Fragmenta” Frąckiewicza. Zanim jednak stunterzy przystąpili do przejazdów finałowych, ogłoszony został konkurs na najdłuższe stoppie – liczył się w nim dystans przejechany na przednim kole po 60-metrowym rozbiegu. Tu bezkonkurencyjny okazał się rewelacyjny w każdej z trzech prób Łukasz Bełz aka „Łukasz FRS”, a kolejne miejsca zajęli wariaci ze Stoppieholix, Maciej Ziętek – „Maciek z Klanu” i Maciej Bielicki – „Maciek DOP”. Jednak prawdziwym bohaterem tego konkursu okazał się Marcin „Mochu” Mosiek, który złapał potężną shimmy i niezwykle medialnie zaliczył glebę, prawie nakrywając się motocyklem. Na szczęście „Mocha”, jego szpej stanął dęba na stelażu, pięknie i efektownie parkując. Marcin zebrał największe brawa, lecz, niestety, wypadek ten skutecznie wykluczył go z dalszych rozgrywek – stłuczony, bolący nadgarstek mocno dawał mu się we znaki i „Mochu” odpuścił sobie dalszą jazdę. …tym razem, zagranicznych gwiazd nie było, ale poziom naszych zawodników jest na tyle wysoki, iż nie będzie przesadą stwierdzenie, że gwiazd nie zabrakło…

 

Kolejną konkurencją był konkurs na największą liczbę „cyrkli” wykręconą w ciągu 30 sekund. Tu do rozgrywki przystąpił niesamowity Paweł Karbownik, kolejny sezon upalający poczciwy motorower „Simson”. I to w jakim stylu! Bez większych problemów i stresu wystartował wspólnie ze starymi wyjadaczami, zajmując trzecią lokatę z piętnastoma wykręconymi kółkami, zaraz za Sylwkiem Posiadaczem, mającym na koncie szesnaście cyrkli i niepokonanym tego dnia Marcinem „Korzeniem” Głowackim z dorobkiem siedemnastu kółek.

 

Zaraz po tych wydarzeniach przyszła kolej na przejazdy finałowe dla klasy regulaminowej. W odróżnieniu od eliminacji, każdy z zawodników miał do dyspozycji 4 a nie 3 minuty, w ciągu których mógł wykazać się kunsztem i jak najbardziej zaawansowanymi trickami. Nie zabrakło efektownych kombosów, coasterów, wheelie, wszelkich możliwych kombinacji znanych i nieznanych wcześniej ewolucji. Jednak widownia bardzo żywo reagowała na wszelkie upalanie – bez efektownych wypałów, niejednokrotnie uwieńczonych wystrzałem opony, nie zakończył się żaden z przejazdów. Sami stunterzy bawili się tak samo dobrze, jak publiczność, która po zachętach żywo reagowała i nagradzała kolejnych zawodników gromkimi brawami. Według jury, bezkonkurencyjny był „Łukasz FRS”, który zebrał największą liczbę punktów, deklasując Marcina „Korzenia” Głowackiego i Michała „Młodego 125” Pakosza.

 

Po jazdach finałowych nadszedł jeszcze czas na ostatnią konkurencję, Last Man Standing. Tu szczęście uśmiechnęło się do Marcina „Shafta” Marcina Kunickiego. Jako ostatni pozostał na placu boju, lawirując niezmordowanie pomiędzy leżącymi motocyklami.

 

Dzień zakończono dekoracjami wszystkich zawodników, którzy zwyciężyli w poszczególnych klasach i konkurencjach. Czy warto było przyjechać do Bielawy na Moto Show? Zdecydowanie tak. Po ubiegłorocznej edycji widać było, że będzie to dobra impreza, mimo że pogoda spłatała figla i deszcz nieustannie zalewał wszystko hektolitrami wody. Tegoroczne zawody zaliczyć można do bardzo udanych. Dopisała pogoda, dopisała publiczność, dopisali zawodnicy. Organizacyjnie – bardzo sprawnie. Tym razem zagranicznych gwiazd nie było, ale śmiem twierdzić, że poziom naszych zawodników jest na tyle wysoki, iż nie będzie przesadą stwierdzenie, że gwiazd nie zabrakło.

 

A jeśli to nie wystarczy Wam jako podsumowanie, to powiem krótko: czekam na Moto Show 2012 w Bielawie!

 

Skład jury:

  • Michał „Qdłaty” Czernik,
  • Bartek „Loczek” Majer,
  • Adam „Adi The MILF Hunter” Zagalski w zastępstwie Przemka „Astreixa” Budnickiego.