Kupiłeś nowy motocykl z salonu? Sprawdź dwa razy. [AKTUALIZACJA 11.06.2013] - Motogen.pl
TO JEST NASZE ARCHIWUM KATEGORII 'Artykuły'

[Wpis z 15.02.2013 GODZINA 12:30]

Kilka dni temu opublikowaliśmy materiał, w którym opowiedzieliśmy historię nieuczciwego sprzedawcy używanego motocykla.

 

Materiał o „ulepie” z naklejkami Suzuki GSX-R cieszył się dużą popularnością, bo nie jeden z nas przemierzył setki kilometrów w poszukiwaniu odpowiedniej sztuki dla siebie, po czym na miejscu okazywało się, że to nic nie wart złom.

 

Co jednak powiedzieć w chwili, kiedy wykładasz z kieszeni ponad 60.000 zł za nowiutki, pachnący motocykl z salonu, a na miejsce dowożą Ci sprzęt uszkodzony? Właśnie taka sytuacja przydarzyła się jednemu z naszych czytelników.

 

Poniżej wklejamy kopię listu, który został wysłany do importera marki. Na prośbę czytelnika wszystkie dane mogące wskazać „gdzie kto i co”, zostały usunięte.

W dniu [XXXXXXX] roku [XXXXXXX] został mi dowieziony z salonu z [XXXXXXX]  fabrycznie nowy motocykl Kawasaki ZZR1400 VIN [XXXXXXX]. Motocykl ten odebrałem około godziny 16.00. Transport odbył się na samochodzie dilera. Po wypakowywaniu motocykla przez pracowników salonu podpisałem stosowne dokumenty. Dokonałem pobieżnych oględzin zewnętrznych. Motocykl od tego też dnia pozostaje zaparkowany w garażu indywidualnym. W dniu dowiezienia motocykla wykonałem kilka fotografii. Fotografie takie zostały też wykonane w dniu następnym. W dniu [XXXXXXX] roku motocykl oglądał mój kolega [XXXXXXX]. Zrobił to „stety/niestety” na tyle dokładnie, że zauważył dwa uszkodzone elementy zewnętrze:  -pęknięcie owiewki zielonej dolnej lewej (z kierunkowskazem bocznym), biegnące od miejsca dolnego w kierunku łączenia z czaszą długości około 2 cm  - zarysowanie błotnika przedniego – właściwie wytarcie lakieru na rancie.  Informację o wykryciu uszkodzeń przekazałam natychmiast telefonicznie do salonu (przesyłając wiele zdjęć uszkodzeń, jak i wykonanych po dostawie motocykla), oraz telefonicznie pracownikowi firmy [XXXXXXX].  Obu tych uszkodzeń nie można było dostrzec bez pochylenia się – kucnięcia przy motocyklu, jestem, też przekonany, że sprzedający go salon mógł o ich istnieniu nawet nie wiedzieć. Ich charakter, miejsce występowania wskazuje jednoznacznie, że jest to wynik niewłaściwego transportu motocykla. Zarysowanie błotnika stanowi frontalną cześć, kiedy kierownica znajduję się w skrajnie lewym wychyleniu, jest zablokowana. Miejsce wytarcia lakieru stanowi najbardziej skrajnie przedni wysunięty jego kraniec. Przyczyną powstania jest ocieranie się błotnika podczas przewozu najprawdopodobniej o część ładunkową samochodu. Brak jakichkolwiek innych uszkodzeń mechanicznych w tej okolicy potwierdza to z niemal 100 % pewnością.  Pęknięcie owiewki w części łączenia i brak innych uszkodzeń mechanicznych, otarć obić itp., to kolejna przesłanka wskazująca na błędy w transportowaniu. Niska temperatura, w połączeniu ze zbyt mocna spiętymi pasami i siłą działającą od góry, lub z lewego boku owiewki podczas wstrząsów transportu doprowadziła do powstania pęknięcia. Całość dokumentacji fotograficznej, znacznie pełniejszej niż zamieszczona, została przekazana dilerowi i mam nadzieję, że również i za i jego pośrednictwem Państwu. Fotografie pochodzą z dnia dostawy motocykla, z dnia następnego jak i z dnia ujawnienia uszkodzenia. Na fotografiach z dnia dostawy widać już uszkodzenie błotnika. Zostało to jednak wychwycone przeze mnie dopiero, kiedy miałem świadomość istnienia tych uszkodzeń. Doszukiwanie się na nich (wcześniejszych fotografiach) uszkodzonej (pękniętej) owiewki było by nadinterpretacją fotografii, bo nieświadomy uszkodzenia nie wykonywałem siła rzeczy zdjęć, które by owo uszkodzenie eksponowały. 

 

Szanowni Państwo.  Zakupiłem motocykl fabrycznie nowy działając w przeświadczeniu o rzetelności dilera, importera i koncernu Kawasaki. Świadomie wybrałem markę, gdyż przekonywano mnie, że motocykl od A do Z produkowany jest w Japonii i każdy jego element został w tym kraju wykonany, co w erze zalewającej nas „chińszczyzny” ma niebyle jakie znaczenie. Co 4 lata kupuje motocykle fabrycznie nowe, aby były pod każdym względem idealne. Dokładam podczas ich eksploatacji starań, by zachować je w stanie tak idealnym jak to tylko możliwe. Motocykl od dnia przywiezienia, aż po dzień dzisiejszy nie opuścił garażu. Na jego liczniku widnieje przebieg całkowity 1 km. Byłem jedyna osobą mająca do niego jakikolwiek dostęp. Motocykl nie posiada żadnych innych zewnętrznych i mam nadzieję, że i wewnętrznych śladów uszkodzeń. Spodziewam się, zatem od firmy [XXXXXXX], usunięcia stwierdzonych wad i doprowadzenia pojazdu do stanu zgodnego z deklaracją sprzedaży, poprzez wymienienie uszkodzonych elementów na nowe - ich pozbawione, wraz z wymaganymi dla błotnika przedniego naklejkami. 

 

Z poważaniem
[XXXXXXX]

 

Reakcja salonu? Oczywiście - to nie ich wina. Wartość uszkodzonych elementów to ponad 2000 zł. Z pewnością sytuacja nie jest prosta. Motocykl teoretycznie został przez klienta obejrzany i odebrany bez uwag, ale spójrzmy na to z innej strony – czy ktoś, kto kupuje nowy motocykl będzie zaglądał pod każdą owiewkę mając świadomość, że może właśnie oglądać sprzęt, którego rama tydzień temu owinęła się wokół drzewa? Nie! Ja bym się na miejscu klienta cieszył jak małe dziecko z nowej zabawki, co najwyżej strzelił sweet focię na facebooka, nawet z dziubkiem.

 

Importer, który powinien tu wykazać się nie mniejszą inicjatywą w trosce o klienta i dobre imię reprezentowanej marki wstępnie stwierdził, że sprzedający motocykl salon jest odrębnym podmiotem gospodarczym. Na szczęście po spotkaniu z dealerami, na którym został poruszony opisywany problem wszyscy przejrzeli na oczy. Koniec końców importer zaoferował 25% upustu na wymianę owiewki i akcesoria. Bohater naszej opowieści zdecydował, że upust przyjmuje od importera. Z dealerem nie chce mieć nic wspólnego, bo przyjęcie zniżki od nich byłoby równoznaczne z przyznaniem się do winy za uszkodzenia. Co ciekawe, nie biorący w całej sprawie udziału, zupełnie inny dealer od ręki również zaproponował dużo lepsze ceny i rabaty. Czemu? To przecież proste.

 

Każdy wie jak źle w ostatnich latach wygląda sprzedaż nowych pojazdów. Klient kupujący motocykl za ponad 60.000 zł jest wyjątkowo ważny. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię wracać do miejsca, gdzie zostałem obsłużony z należnym szacunkiem przez pracownika uśmiechniętego, szczerego i uczciwego. Mało tego – takie miejsce polecę swoim znajomym. Czy wrócicie do salonu, w którym czujecie się jak intruz?

 

O zdanie na ten temat zapytaliśmy kilka zaprzyjaźnionych z redakcją punktów dealerskich. Za każdym razem reakcja była taka sama. Wszystko się może zdarzyć, ale po pierwsze – salon jest zwykle ubezpieczony na ewentualność właśnie takich wpadek, po drugie każdy zdrowo myślący handlowiec chce, aby klient był zadowolony, bo zadowolony klient, to wracający klient. A to akcesoria, a to serwis – osoba kupująca co cztery lata nowy motocykl nie będzie oszczędzała wymieniając klocki u Pana Józia za rogiem. Tym sposobem, wszyscy byliby zadowoleni.

Zaistniała sytuacja uzmysłowiła mi, że polskie salony dilerskie dzielą się na dwie różne kategorie. Po jednej stronie są 'ci' malutcy - traktujący klienta jak jedyne źródło chwilowego wpływu pieniędzy, dla których obce jest stwierdzenie, że „zadowolony klient wraca', nie zwracający uwagi na to, że będzie zakupioną maszynę u nich serwisował. Po drugiej zaś, pasjonaci, specjalizujący się w robieniu czegoś z pasją. Podejście do mojej osoby salonu, który nie zarobił na mnie ani złotówki, a okazał mi bezinteresowną pomoc broniąc renomy całego koncernu w iście japońskim stylu pozwala mi wierzyć, że w przyszłości będę trafiał tylko do takich ludzi. - dodał Klient.

Według redakcji:

 

Wojtek Grzesiak: Historia smutna, chociaż diler może powiedzieć 'Hej, przecież nie spawaliśmy ramy, a motocykl to nie telewizor.' Co gorsza takie zachowania wcale nie są patologią. Wystarczy prześledzić większe fora samochodowe, tam to dopiero się dzieje. Jak nie pracownik salonu zadrapał podczas jazdy po placu, to spadł z lawety albo, co gorsza, był testówką, czyli ten ją rusał i tamten rusał. Dlaczego salon nie ma na tyle odwagi cywilnej aby się przyznać i zaproponować coś klientowi. Niech to będzie wymiana elementów na nowe i jakieś akcesorium lub ciuch za friko od firmy. Posezonowe obniżki pokazują przecież, że dealer ma pole finansowe do popisu. Oczywiście właściciel salonu musi zarobić, ale o wiele więcej zarobi będąc szczerym i przyznając się do błędu, niż zrzucając winę na klienta. W końcu motocykle sprzedaje się zupełnie inaczej niż chociażby samochody. Tutaj zaufanie liczy się o wiele bardziej niż cena czy bogata oferta, bo motocykliści to gatunek, który potrafi przejechać wiele kilometrów do salonu lub serwisu tylko po to, żeby wiedzieć, że zostanie dobrze potraktowany.

 

Marcin Piotrowski: Tak naprawdę w czym rzecz? Wielkie mecyje, uszkodzona owiewka i przytarty lakier, zdarza się, a że akurat w salonie? Nie bądźmy drobiazgowi, gdyby to samo zrobił Pan Henio prowadzący firmę garażową „Dwukołowy Ulep Import-Export”, to czy w ogóle robilibyśmy z tego problem? Szczerze mówiąc nie dość, że salon Kawasaki zrobił przysługę Klientowi sprowadzając sprzęt z Japonii, więcej nawet! Dostarczył nowiutki motocykl pod same drzwi poświęcając na to masę czasu, środki finansowe oraz angażując ludzi tylko dlatego, że Klientowi nie chciało się ruszyć czterech liter i podjechać z lawetą. A w nagrodę dostaje co? Żądanie naprawy uszkodzeń, które mogły powstać tak samo dobrze w transporcie jak podczas przetaczania w garażu. No to jest Polska właśnie. A zupełnie poważnie. Jawne walenie w pręta jest aż nadto oczywiste. Nie wierzę, że diler nie zwrócił uwagi na te ewidentne wady wynikające z transportu. Przeoczyć to może osoba idąca do salonu z przekonaniem, że kupuje sprzęt w igła stanie, pewna, że wszystko zostało sprawdzone i dopilnowane – w końcu to ASO a nie serwis garażowy u sąsiada. Dyskusja tutaj jest zupełnie zbędna, diler dał ciała jak świerszczyk na wiosnę, bez względu na okoliczności. Jeśli rzeczywiście tego nie zauważył, świadczy to wyłącznie o „fachowości” i podejściu do towaru, którym przecież nie jest worek ziemniaków. Tym bardziej powinien to naprawić a nie szukać „frajera”, który pokryje drogą naprawę wynikającą wyłącznie z rażącej niekompetencji. No ale do tego trzeba mieć cojones, których jak widać niekiedy brakuje.

AKTUALIZACJA [15.02.2013 godzina 17:25]

Jak się okazuje, sprawa przez nas poruszona nie pozostała bez echa w Kawasaki. Importer powiadomiony o publikacji, po przeanalizowaniu sprawy postanowił z nawiązką zrekompensować szkody naszemu czytelnikowi! Poniżej mail:

 

Nie spodziewałam się tak szybkiej reakcji Kawasaki na opisany problem. Jestem ogromnie zaskoczony, że sprawa ta spotkała się z tak szybką i pozytywna reakcją firmy. Kawasaki w ramach zadośćuczynienia za nieprzyjemności które spotkały mnie ze strony dilera u którego kupiłem motocykl postanowiło udzielić mi 50% rabatu na wymianę uszkodzonych elementów, dodatkowo wydłużyć mi bezpłatnie gwarancję o dwa kolejne lata - to działanie o wartości bez mała 1500 zł (w sumie 4 lata), a ponadto udzielić mi rabatu na zakup akcesoriów do mojego motocykla w wysokości 25%. Koncern zadziałał więc tak jak życzył bym sobie, aby zadziałał salon. Zaproponowane rozwiązanie jest na iście europejskim poziomie. W tym momencie chciałbym szczególnie podziękować Pani Agnieszce z salonu MOTO RP przy ul. Krańcowa 57 w Przeźmierowie, za udzieloną pomoc i wsparcie w rozwiązaniu problemu. Życzę koncernowi Kawasaki dilerów tylko na tak wysokim poziomie jak MOTO RP, a redakcji MOTOGEN. dziękuję za niewątpliwą pomoc w szczęśliwym załatwieniu sprawy. Obiecuję, że po wymianie elementów powiadomię o całkowitej finalizacji sprawy.


Pozdrawiam wszystkich czytelników!

Redakcja cieszy się, że mogła pomóc kolejnej osobie i... czekamy na obiecane informacje od czytelnika o pozytywnym załatwieniu całej sprawy przez Kawasaki.

AKTUALIZACJA [11.06.2013 GODZINA 11:00]

Po kilku miesiącach z radością możemy zamknąć historię uszkodzonego Kawasaki. Nasz czytelnik obecnie korzysta ze swojego nowego nabytku i nietrudno wyczuć w rozmowie, że jest mimo wszystko zadowolony z obrotu sprawy. Dzięki naszej interwencji jego motocykl w kręgach dilerów Kawasaki jest 'sławny' a historia ta wraca jak bumerang na wszystkich szkoleniach. Firma która wsadziła kleinta na tą niewielką minę została ukarana finansowo przez importera, co - jak prosi zaznaczyć czytelnik - nie było jego zamysłem, 'bo uważam że każdy popełnia bledy. Ale może dzięki temu inny klient uniknie podobnych historii.' Poniżej całość listu wysłana przez naszego czytelnika:

 

Witam serdecznie po 'zimowej przerwie'.

 

Wywiązując się z deklaracji, chciałbym poinformować Pana, a i za pana pośrednictwem czytelników MOTOGENu, że moja pechowo rozpoczęta przygoda z Kawasaki ZZR 1400 obecnie nabrała barw i mogę w pełni cieszyć się juz pełnowartościową maszyną. W dniu 18 kwietnia odwiedziłem dilera Kawasaki firmę MotoRP z Przeźmierowa k. Poznania. Serwis dokonał wymiany uszkodzonych elementów na fabrycznie nowe, po cenach jakie zaoferował importer czyli firma Probike. Wszystko odbyło się szybko, sprawnie i w bardzo miłej atmosferze, którą w firmie tworzą zarówno sami właściciele jak i mechanicy.  Dodatkowo skorzystałem z zakupu akcesoriów z oferty importera do motocykla ze zniżką która otrzymałem w ramach rekompensaty. Jeszcze w lutym uruchomiono mi bezpłatnie tak zwaną gwarancje 'plus' i obecnie moje Kawasaki ZZR 1400 objęte jest 4 letnim okresem gwarancyjnym.

 

Morał z tej historii jest taki sam jak morały płynące z opowieści o zakupach używanych motocykli. Nie ma się co napalać. Nie ważne czy kupuje się nowy czy używany motocykl, zawsze może być coś nie tak, choć zdawać by się mogło, że nowy to 'igła'. Szukając motocykla nowego, nie ma sensu szukać tego co najbliżej tak jak zrobiłem to ja. Długo zastanawiałem się czy do wiadomości redakcji nie podać nazwy dilera, u którego motocykl kupiłem, aby w ten sposób uczulić potencjalnych klientów na to, że kupując u nich należy nowe motocykle oglądać z lupą, ale wydaje mi się, że i owa firma dostała już swoja lekcję pokory.

 

Jeszcze raz dziękuje firmie MotoRP za pomoc i przywrócenie wiary, że nie tylko pieniądz się liczy, importerowi Kawasaki firmie Probike, za umożliwienie mi redukcji niemałych kosztów, oraz redakcji MOTOGEN. za ogromny wkład w końcowy sukces tego 'projektu'. Wszystkim życzę tak udanego sezonu, jaki zapowiada się dla mnie w nowym siodle.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany