Fundacja R2 – ratownicy na motocyklach i rowerach mają kłopoty - Motogen.pl

Ratownicy na motocyklach i rowerach z krakowskiej Fundacji R2 najszybciej dojeżdżają do poszkodowanych w wypadkach. Mimo tego pogotowie z Krakowa nie widzi sensu we współpracy z nimi.

Grupa R2 została powołana w 2005. Celem było jak najszybsze dotarcie do poszkodowanych w wypadkach dzięki wykorzystaniu motocykli i rowerów, które sprawniej niż karetka mogą przeciskać się przez miejskie korki lub między turystami. Ratownicy z R2 zabezpieczali miejsce zdarzenia i udzielali niezbędnej pomocy, zanim na miejsce dojedzie ambulans.

Teraz jednak okazuje się, że krakowskie pogotowie nie chce z nimi współpracować na dotychczasowych zasadach. Wolontariuszom z R2 kazano wynieść się z dyżurki pogotowia, a także zabrać sprzęt ratunkowy oraz motocykle i rowery z wcześniej zajmowanych magazynów. Pogotowie tłumaczy się, że w ustawie o państwowym ratownictwie medycznym jest wyraźnie napisane kto może być jednostką systemu ratownictwa. Drugim argumentem są, jak zwykle, pieniądze. Jak podkreśla krakowskie pogotowie, Fundacja R2 nie jest kontraktowana, zatem NFZ nie wspiera ich finansowo, a pogotowia nie stać na taki wydatek. Szkoda tylko, że decydenci odpowiadający za działanie Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego nie zauważyli jednego, bardzo istotnego faktu. Otóż ratownicy z R2 pracują za darmo i nie chcą od nich nawet złotówki! Wolontariuszom chodzi tylko o to, by dostać informację gdzie i kiedy są potrzebni. Chcą jedynie pomagać poszkodowanym, zanim dojedzie do nich karetka. Dyrektor pogotowia odbija piłeczkę mówiąc, że z prawnego punktu widzenia nie może przekazać dyspozycji wyjazdu osobie jeżdżącej na motocyklu czy rowerze. Szkoda, że przez ostatnie pięć lat działania fundacji nie było takiego problemu.

Fundacja ma cztery w pełni wyposażone rowery i dwa motocykle medyczne. Ratownicy pełnią dyżury m.in, ze Strażą Miejską i pomagają strażakom. W sumie w różnych dyżurach bierze udział około 40 ratowników z R2, z których większość zawodowo związana jest z ratowaniem i leczeniem ludzi. To właśnie oni byli pierwsi na miejscu katastrofy samolotu podczas pikniku lotniczego w Krakowie i najszybciej dojeżdżają do wypadków w centrum miasta.

Bardzo często słyszymy, że polska służba zdrowia tonie w długach i nie ma odpowiedniego sprzętu. Niekiedy dochodzi nawet do sytuacji kuriozalnych, kiedy pacjent jest proszony, żeby dojechał sobie do szpitala taksówką, bo karetki nie ma albo jest za droga. Równie często trąbi się o pomocy przedmedycznej, której większość z nas nie umie udzielić lub boi się pomóc. Szkoda, że jeżeli już ktoś chce pomóc, jest do tego odpowiednio przeszkolony i nie żąda za to wynagrodzenia, to jest traktowany jakby robił coś złego i może liczyć jedynie na rzucanie mu kłód pod nogi. Choć w tym wypadku pod koła…