Dakar etap XIII – walka do końca - Motogen.pl

Doskonały start Polaków. Łukasz Łaskawiec jest brązowym medalistą Dakaru, Jacek Czachor zamyka pierwszą dziesiątkę wśród motocyklistów, a Hołowczyc jest piąty.

 

Ostatni odcinek specjalny Rajdu Dakar 2011 skonstruowany był pod kibiców, których jak zwykle nie zabrakło na tarasie przejazdu zawodników. Argentyńczycy i Chilijczycy niejednokrotnie już udowodnili, że żyją tym Rajdem. Wielu zawodników na wcześniejszych etapach na szlaku korzystało z ich pomocy, np. przy wyciąganiu motocykla z krzaków. Ostatni odcinek rywalizacji został tak poprowadzony, by kibice mogli swobodnie oglądać walkę kierowców. Obawialiśmy się, że przez to na ostatnim OS-ie ciężko będzie odrobić jakiekolwiek straty. Mimo tego zawodnicy, jak zwykle, dali z siebie wszystko i na trasie mogliśmy oglądać zaciętą walkę.

 

Oczy polskich kibiców zwrócone były przede wszystkim na naszego młodego, 20-letniego quadowca, Łukasza Łaskawca, którego wyniki w tym Rajdzie śledziliśmy od pierwszego dnia. „Łoker” miał bowiem realne szanse na powtórzenie sukcesu Rafała Sonika sprzed dwóch lat i stanięcie na najniższym stopniu podium. Dzięki determinacji i ciężkiej pracy podczas całego Dakaru udało się! Łukasz mocno odkręcił gaz i jechał na 110% swoich możliwości, wyprzedzając na OS-ie swoich największych rywali. Ostatecznie młody quadowiec spod Olkusza odnotował swoje pierwsze etapowe zwycięstwo i odrobił ponad 3-minutową stratę do Declercka, który wyprzedzał go w klasyfikacji generalnej. Wczorajszy, doskonały wynik,wystarczył, by Łaskawiec mógł cieszyć się z brązowego medalu na Dakarze, na dodatek zdobytego podczas debiutu w tej ekstremalnie trudnej imprezie.

 

„Dzień zaczął się jak zwykle. 3.40 pobudka, śniadanie włożenie nowego roadbooka i wyjazd o 4:58. 500 km dojazdówki. Na dojazd organizatorzy wyznaczyli długi czas więc się nie spieszyłem. Tankowanie było po przejechaniu około 260 km. Gdy wyjechałem ze stacji jechałem pomału. Nagle z za budynku wyskoczyło mi auto minąłem się z nim dosłownie o centymetry. Prawie serce mi się zatrzymało. Dojechałem na start o 1:20. Byłem i tak za wcześnie więc sobie siedziałem i się opalałem. Startowałem jako 3 quad. Zaraz po wjeździe na OS, na jakimś 10 kilometrze wyprzedziłem Halperna, który startował 30 sek. przede mną. Następnie po kolejnych 30 kilometrach dorwałem Declercka, do którego traciłem 3 min. Chciałem odrobić ten czas i wskoczyć na trzecie miejsce więc bardzo się spieszyłem. Gdy go wyprzedzałem na polnej drodze miałem na liczniku 160 km/h. Zobaczyłem tylko strasznie zdziwioną minę Declercka, że go wyprzedzam. OS był krótki, tylko 180 km, ale strasznie szybki. Cały czas jechałem po 140, 150 km/h. Przed metą było ograniczenie, przez jakieś kilometr, do 50km/h. O mały włos nie przekroczyłem prędkości. Przy mecie, na kilometr do końca zaczęło mi się gotować paliwo modliłem się tylko żeby mój quad dojechał do mety. Udało się!

 

Na mecie wielka radość. Dakar praktycznie przejechany i dojechałem jako pierwszy tego dnia. Gdy przyjechał Declerck okazało się, że mam nad nim 57 sekund przewagi. Ogarnęłam mnie wtedy jeszcze większa radość. Normalnie łzy cisnęły się same do oczu, wszyscy mi gratulowali. Ludzie ode mnie z teamu, chłopaki z Orlenu, przyszedł też Declerck pogratulować i mówił, że nie mógł uwierzyć, że go wyprzedzałem. On jechał 140 km/h i jego quad już nie mógł szybciej, a nagle ja przeleciałem koło niego.

 

Potem przejechałem 150 km dojazdókwi do Buenos Aires i koniec. Quad w parku maszyn. Jutro dekoracja, dziś jestem w hotelu, aż ciężko uwierzyć, że jest ciepła woda i można się wygodnie położyć. Te 15 dni zleciało mi strasznie szybko” – mówił nam po zakończonym odcinku, bardzo zmęczony, ale i bardzo szczęśliwy Łukasz Łaskawiec.

 

Na odcinku jako drugi pojawił się, jak mówił Łukasz, mocno zdziwiony Declerck, a za nim Patronelli. Ostatecznie jednak na najwyższym stopniu podium Dakaru stanie Alejandro Patronelli, za nim Halpern i, oczywiście, Łukasz Łaskawiec.

Ten Rajd jednak to nie tylko triumf Łukasza Łaskawca. 33 edycja Dakaru była również bardzo udana dla zawodników startujących w barwach Orlen Teamu. Jacek Czachor wczoraj na metę odcinka dojechał jako dziewiąty, co pozwoliło mu na obronienie dziesiątej pozycji w klasyfikacji generalnej. Kapitan Orlen Teamu już po raz trzeci zamyka pierwszą dziesiątkę Dakaru. Pierwszy raz udało mu się tego dokonać w 2004 roku, a wynik ten powtórzył w 2007 roku. Dziesiąte miejsce w generalce jest najwyższym, jakie udało się zdobyć Czachorowi w jego 11-letniej historii startów w tym Rajdzie.

„Bardzo się cieszę z tego wyniku. To był morderczy Rajd. Jechałem świetnie, na szóstkę, nie miałem żadnej wywrotki. Popełniłem dwa błędy nawigacyjne, ale nie okazały się one bardzo kosztowne. Dziś dogoniłem zawodników i jechałem z nimi w kurzu, musiałem się w nim trzymać. Nie roztrwoniłem przewagi nad Knuimanem, zresztą jestem jego zmorą, bo pokonałem go już drugi raz. Cieszę się tym bardziej, że w stawce motocyklowej poziom jest bardzo wysoki. Nikt mi nie może zarzucić, że jechałem tylko po to, aby dojechać – dałem z siebie wszystko. Dzięki sponsorowi, firmie PKN Orlen, mogłem się perfekcyjnie przygotować do Dakaru, choćby podczas treningów w Maroku. Żałuję tylko, że Kuba Przygoński złamał rękę i nie mógł wystartować. Widziałem, co robił na treningach i wiem, że mógł tu być nawet w pierwszej piątce. Gratuluję też Markowi – walczył o najlepszą piętnastkę, miał znakomity wynik, choć niektórzy już w niego zwątpili po kontuzji. A to z pewnością jeszcze nie jest jego ostatnie słowo” – podsumował Rajd Jacek Czachor.

 

Więcej o motocyklach BMW