BMW C600 Sport vs Yamaha T-Max 530 - Motogen.pl

Jacy sportowcy, takie wyzwania. Dlatego zamiast kierować się wprost na Tor Poznań, wybraliśmy mniej ambitny obiekt. Naszym celem był tor kartingowy w Radomiu. U boku maszyn wyścigowych budzących skojarzenie z sanitariatem byliśmy pewni siebie niczym skacowany saper na polu minowym. Nasze maszyny posiadają silniki w złym miejscu, nie mają skrzyń biegów, a ich hamulce wielkością przypominają spodki pod herbatę. Klęska nie tylko wisiała w powietrzu. Jej woń biła od każdej wypowiedzi szukającej sensu w tym co chcemy zrobić. Przekonani byliśmy o tym, że ktoś cały z tego testu nie wróci. Bo co to za pomysł, żeby ze skuterami jechać na tor? A no dokładnie taki sam, jak wyprodukowanie skutera z dużym silnikiem i reklamowanie go jako maszynę z zacięciem atletycznym. „Nowy T-Max to skuter, który zapewnia prawdziwie sportowe osiągi” –tak zachwala swój pojazd Yamaha. BMW poszło krok dalej i słowo „Sport” wkleiło w nazwę swojego C600. Internauci bez wątpienia odnaleźliby stosowne emotikony czy gify, które wyraziłyby nasz stosunek do takiego marketingu. Moce na poziomie 46-60KM, wagi grubo ponad 200kg, a to wszystko na kołach od taczek… To będzie ciekawe.

 

BMW C600 Sport

 

Yamaha T-Max 530

 

Jak wypadły oba skutery? Przeczytaj podsumowanie testu!

 

BMW C600 Sport

Andrzej Drzymulski: Kocham skutery. Szczerze. Są dla młodych ludzi tym, czym chodzik dla seniorów. Urządzenie o dyskusyjnej godności, które mimo to daje mobilność, innymi słowy swobodę. Sam kilkukrotnie podczas chwilowej niepełnej sprawności kończyn dolnych przesiadałem się na „pięćdziesiątkę”. Kochałem ją jak pierwszy samochód. Pocieszny silniczek, zabawkowe gabaryty i osiągi sprawiające, że nigdy się nie śpieszysz. W takiej formie tych jednośladów nie da się nie polubić. Co w momencie kiedy stoją przed Tobą skutery, które mają być poważne? Przede wszystkim onieśmielają Cię ilości plastiku jakie widzisz. Dlatego błyskawicznie zasiadłem na kanapie BMW. Ten skuter wydaje się być bardziej filigranowy, wiecie –takie mniejsze zło. Nazewnictwo motocyklowych siedzeń w końcu jest trafne w 100%. KANAPA! Z rozgoszczeniem się tutaj nie będą miały nawet osoby o rozmiarze bielizny 5XL. Na nogi też sporo przestrzeni, pomimo tego, że zamiast płaskiej podłogi skuter oferuje podesty. Zestaw zegarów, jakość przełączników i ilość schowków buduje wrażenie jakbyśmy zasiadali w jakimś mikro aucie, a nie jednośladzie. Warto wspomnieć o fajnym gadżecie w postaci bagażnika pod kanapą, który daje się powiększyć. Na postoju, możemy rozsunąć jego tylną część tak, że opierać się będzie aż o tylne koło. Dzięki temu do środka nie zmieścimy tylko naszego kasku, ale i ochronę głowy naszej pasażerki. Oprócz tego BMW zaskakuje wyposażenie. Rozbudowany komputer pokładowy, podgrzewane manetki i siedzenie, bardzo sportowo, bardzo… Oglądając skuter nasuwa się pytanie ile to może wszystko ważyć? Informacja powoduje zmiękczenie kolan: 249 kilogramów w stanie gotowym do jazdy! Cały mój misterny plan z wyborem lżejszego jednośladu do tego testu poszedł sobie biegać z innymi marzeniami. To grubo ponad 20kg więcej niż Yamaha T-Max. Mojego entuzjazmu nie przywrócił nawet fakt, że BMW generuje całe 14KM więcej niż Yamaha. Przenosi nas to do jednostki napędowej. Jakby od niechcenia przekręcamy kluczyk i naciskamy starter. Do uszu dobiega stłumiony dźwięk dwóch cylindrów o pojemności 647ccm. Charakterystyczne „warknięcia” mogą się nawet spodobać ale przejdźmy do rzeczy. BMW chwaliło się, że ich skuter przyspiesza lepiej od T-Max. Oczywiście sprawdziliśmy to i… Niemcy nie kłamali. C600 Sport nie buduje jakiejś wielkiej przewagi ale podczas prób z postoju, jak i z jazdy odjeżdżało japońskiemu konkurentowi. Ważniejszy jednak od potyczek w stylu „Szybcy i wściekli” jest sposób w jaki skuter oddaje moc. Składa się na to kilka czynników. Typ jednostki napędowej, praca wtrysku i układ przeniesienia napędu. Dwa cylindry BMW wypełniane są paliwem poprzez elektroniczny wtrysk, oprócz tego zamontowano sterownik silnika BMSE, który nie wiadomo jak ale podobno „robi mu dobrze”. Co ciekawe moc po podróży przez przekładnię CVT ląduje na tylne koło za pomocą łańcucha w kąpieli olejowej. Porównując C600 Sport z T-Max podczas normalnego użytkowania stwierdzimy, że niemiecki skuter jest niekulturalnym nerwusem. Jednak, gdy w grę wchodzi dynamiczna jazda „beemka” udowadnia, że założenia konstruktorów miały sens. Reakcja na manetkę gazu jest natychmiastowa i zdecydowana, dzięki temu korygowanie toru jazdy na

 

BMW przychodzi o wiele łatwiej, a wyjścia za zakrętów są bardziej efektywne. Zobowiązanie do nazwy „Sport” widać również w konfiguracji układu jezdnego. Zawieszenie jest zdecydowanie bardziej sztywne niż w przypadku Yamahy i o ile może się to przenieść negatywnie na komfort podróżowania, o tyle podczas szybkiej jazdy zaskakuje swoimi możliwościami. Stosunkowo wysokie przeciążenia generowane na torze nie powodowały niestabilności, a C600 obierało dokładnie takie linie, jakie sobie zażyczyliśmy. Układ hamulcowy jest bardzo przyzwoity. Nie przeszkadzał nawet fabryczny ABS, który pomimo ostrych hamowań nie ingerował w nasze decyzje. Jedyne obiekcje dotyczyły dozowalności. Klamki są bardzo „sztywne” i operujemy nimi w milimetrach. Zakres pracy pomp Yamahy jest o wiele większy i pozwala na bardziej precyzyjne dobranie siły hamowania.

 

Za wypożyczenie skutera BMW C600 Sport redakcja dziękuje warszawskiemu dealerowi marki BMW, firmie Auto Fus.

 

Przeczytaj też tekst o Yamaha T-Max 530:

 

Yamaha T-Max 530

Mateusz Miziołek: Yamaha od lat produkuje T-Max`a, który zawsze pozycjonowany był jako wygodny, luksusowy, ale wciąż bardzo sportowy skuter. Włosi swego czasu mieli nawet wyścigowy puchar markowy T-Max, ale oni jak wiadomo, potrafią ścigać się nawet na odkurzaczach.

 

O ile BMW jest zupełnie nową konstrukcją, tak japońska 530tka w swojej najnowszej wersji przeszła szereg modyfikacji. Oprócz zmiany plastików i reflektorów, konstruktorzy pogrzebali trochę pod owiewkami. Silnik otrzymał rozwiert, przez co pojemność skokowa, zgodnie z nazwą wynosi teraz dokładnie 530 ccm. Za prowadzenie T-Maxa odpowiada nowa, wykonana z aluminium rama, która jak już wspomnieliśmy, daje przewagę mniejszej masy. Za końcowe przeniesienie napędu tym razem odpowiada bezwstydnie odkryty pas napędowy.

 

Nasza próba sportowa bezlitośnie wskazała na wyższość Wursta nad Sushi. Pomijając szybko trącą o asfalt podstawkę centralną, Yamaha miała braki w stabilności zwłaszcza w szybszych partiach toru i po prostu gorsze odejście. Mniejsza masa nie rekompensowała niedostatków mocy, a ten brutalny fakt zamieniał BMW w znikający punkt. Jedyną okazją do odrobienia strat było maksymalne opóźnienie hamowania, co w przypadku T-Max`a okazuje się dziecinnie łatwe. Tylny hamulec (będący w skuterach ważniejszy, niż przedni) z powiększoną do 282 mm tarczą w zespole z dwiema przednimi okazuje się układem dużo bardziej skutecznym niż ten, którym dysponuje C600.

 

Powyższe cechy powodowały dwa zupełnie inne style jazdy. Podczas, gdy na BMW można ciąć winkle przy niemal każdej prędkości przy złożeniach, wprawiających w zakłopotanie niejedne motocykle z literkami S i R w nazwie, tak T-Max bardzo chciał utrzymać pęd w zakręcie, co było brutalnie karane niedostatkami prześwitu. Koniec końców ten sam kierowca puszczony na Yamasze i BMW zawsze wykręcał czas o kilka sekund lepszy krzycząc na mecie „Wunderwaffe”, a nie „Arigato”.

 

Skoro już wiecie, że nasz pomysł na test był tyle bezsensowny, co efektowny – skupmy się na tym, czego naprawdę potrzebujemy od maxiskuterów, a tu T-Max zaczyna odrabiać straty.

 

Przede wszystkim Yamaha jest dużo bardziej kompaktowa. Trochę szkoda, że BMW nie wykorzystuje posiadania dwóch odmian skutera (C600 Sport i C650GT), wersja mniej turystyczna ciągle jest potężnym pojazdem. T-Max pomijając szeroko rozstawione lusterka, które akurat przeszkadzają w obu skuterach, jest dużo lepszym wyborem na miasto. Poza tym charakterystyka silnika jest bardziej łagodna, choć ciągle niesamowicie skuteczna. Najnowsza wersja napędzana paskiem oddaje moc jeszcze płynniej. Podczas, gdy BMW wkręca się na obroty i warczy, Yamaha już dawno przyspiesza.

 

Automatyczna skrzynia biegów ma to do siebie, że musi napęd załączyć i odłączyć. Układ przeniesienia Yamahy sprawia wrażenie, że już od najmniejszego ruchu manetką jest gotowy na wszystko, to również umożliwia sprawne wykorzystanie efektu hamowania silnikiem, co w BMW jest lawirując między autami, praktycznie niemożliwe.

 

Yamaha będzie również łaskawiej obnosić się z naszym kręgosłupem, przy tym do miejskiej jazdy zestrojenie zawieszenia ciągle jest wystarczające. Koniec końców do miasta i na codzień zdecydowanie wybieram T-Maxa jako sprzęt bardziej sprawny i komfortowy, szkoda tylko, że Yamaha nie daje nam możliwości zamówienia takich gadżetów jak ma BMW, ale jeżeli chodzi o rozpieszczanie klientów, tu już ciężko jest podskoczyć bawarskiej marce.

 

Jak wypadły oba skutery? Przeczytaj podsumowanie testu!

 

Przeczytaj też tekst o BMW C600 Sport:

 

Podsumowanie

Test, który z założenia miał skarcić sportowe aspiracje maxi skuterów, dał nauczkę naszym uprzedzeniom. Dzień spędzony na torze w towarzystwie Yamahy T-Max i BMW C600 Sport okazał się jednym z najbardziej rozrywkowych wydarzeń w sezonie 2012. Sceptyczne nastawienie ewoluowało w prostą rozrywkę z okrążenia na okrążenie. Dlaczego prostą? Otóż dzięki bezstopniowym przekładniom możemy maksymalnie skoncentrować się na liniach przejazdu i punktach hamowań. Nie musimy się również martwić o „highside” przy wyjściu z zakrętu, ponieważ na uślizg tylnego koła nie pozwoli ani moc (a właściwie jej brak), ani układ napędowy.  Innymi słowy: Pełen relaks nagradzany od czasu do czasu dźwiękiem trącego plastiku o asfalt. Podczas track day bez wątpienia dominowało BMW. Przydomek „Sport” jak widać ma swoje uzasadnienie. Sztywniejsze podwozie, energiczna reakcja na gaz i większy prześwit sprawiały, że T-Max nie miał szans. Pozostaje kwestia sensu torowego zwycięstwa C600. Wystarczającą rozrywkę podczas sporadycznego wypadu na obiekt kartingowy zapewni również T-Max, natomiast codzienność ujawni przewagę Yamahy. Skuter jest przede wszystkim lżejszy.  Współpraca układu zasilania i napędowego powoduje, że reakcja na gaz jest zjawiskowo gładka. Z kolei, gdy spojrzymy na wyposażenie i jakość wykonania znów na pozycji lidera widzimy BMW. Yamaha T-Max nie powinna mimo to zostać przekreślona. To dopracowana i stosunkowo uniwersalna konstrukcja, a jej agresywna stylistyka może ułatwić odnalezienie klientów. Podsumowując musimy stwierdzić, że Niemcy znowu to zrobili. Skonstruowali lidera kolejnego segmentu. Pamiętajcie jednak, że BMW nie zwyciężyło przez knock out, a na punkty.

Dla kogo BMW?

Dla osoby szukającej alternatywy wobec motocykla. Jeżeli z jakiegoś powodu nie chcesz mieć manualnej skrzyni biegów, C600 Sport daje najbardziej zbliżone odczucia do jazdy motocyklem spośród wszystkich testowanych przez nas skuterów.

Dla kogo Yamaha?

Dla kogoś, kto w garniturze i designerskim kasku dojedzie na biznesowe spotkanie nie utykając w korkach wielkomiejskiej aglomeracji. Sportowy styl i elegancja w skuterowym wydaniu.

 

Boczne plastiki podczas torowej jazdy nie miały łatwego życia…

 

Poniżej znajdziecie odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania odnośnie bardziej praktycznych aspektów jazdy tymi maxiskuterami:

Poruszanie się w mieście

W terenach zurbanizowanych T-Max zdecydowanie wygrywa, jest mniejszy i lżejszy, bardziej bezpośredni układ przeniesienia napędu umożliwia precyzyjne dawkowanie gazu, a mniejszy rozstaw osi ułatwi slalom między autami.

Turystyka

BMW zapewnia ochronę przed wiatrem godną prawdziwego turystyka, szyba ma potężny zakres regulacji, a większy rozstaw osi powoduje fantastyczną stabilność. Większa pojemność umożliwia też utrzymywanie wyższej prędkości podróżnej. Yamaha potrafi rozpędzić się do 165 km/h – BMW prędkość podróżną i maksymalną ma wyższą o 15 km/h. Do tego podgrzewane manetki i kanapa to świetne gadżety na dłuższe wyjazdy.

Przestrzeń bagażowa

Byłby remis, gdyby nie świetny pomysł BMW na rozkładany podczas postoju schowek, dzięki któremu do środka spokojnie schowamy dwa kaski.

Komfort

Oba skutery są bardzo wygodne. BMW zapewnia odczuwalnie więcej miejsca, co docenią zwłaszcza wyższe osoby. Yamaha z kolei ma bardziej komfortowo zestrojony układ zawieszenia i mniej wymęczy nas na drogach kiepskiej jakości

Spalanie

Warunki torowe pokazały, że ponad półlitrowe silniki są w stanie wchłonąć nawet i 8 l/100 km. Normalna, choć ciągle dynamiczna jazda to wyniki na poziomie 5-5,5 litra/100 km. BMW spala od 0,3 do 0,5 litra więcej, najprawdopodobniej przez utrzymywanie wyższych obrotów silnika.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany